Małgorzata Sady

Zapiski szczęśliwie odnalezione, czyli „Pocztówka z Bielska-Białej via Warszawa” ze znacznymi ingrediencjami imaginacji, inaczej: bzdurzenia
(i genius loci)

Stara warszawska kamienica na ulicy Polnej pod numerem czterdziestym i czwartym. Przekleństwem acz jednocześnie uwzniośleniem mitologizującym historii kraju naszego, ciągnącej się w stałym podziale na prawo i lewo, i wciąż wzdłuż Wisły, są stygmaty romantyczne. Ot, i ten numer został w tę materię istotnie wpisany, a raczej wyryty, z której ani rusz nie da się wydostać i pójść sobie choćby po prostu precz. W tejże to kamienicy, siedząc przy biurku i popijając aromatyczną herbatę, wyciągam z zakamarków pamięci kilka wspomnień i myśli kilka.

W kamienicy tej mógł bywać Witkacy, choć na pozór trudno wyobrazić sobie powód takich wizyt, jako że zamieszkiwana była przez pracowników jednego z banków działających w przedwojennej Polsce. Ale czemuż któryś z nich nie mógłby być na tyle ekstrawagancki bądź malowniczo odmienny, aby zwrócić na siebie uwagę Stanisława Ignacego? Profesja bywa mylącym tropem, jeżeli patrzymy na nią według zbytecznych i mylących standardów. Przywołać by tu można choćby przypadek Bolesława Leśmiana albo Franza Kafki czy Brunona Schulza i innych.

A może po prostu ów pracownik banku przemyśliwał o obstalunku konterfektu w firmie portretowej Witkacego, dowiedziawszy się o niej, tym bardziej, że bywał w okolicy Brackiej? Pracownik banku mógł też mieć żonę, którą zabrałby ze sobą do mistrza, a której piękna twarz nie umknęłaby jego uwadze. A skoro już doszło do wizyty w firmie portretowej, powstać mógł nie jeden, a dwa, a nawet trzy obrazy. Ozdobiły ściany salonu i cieszyły oczy właścicieli i gości. Niestety, po upadku powstania warszawskiego prawdopodobnie dostały się w ręce Niemców, jako że właściciel obrazów nie dał rady zabrać ich ze sobą podczas ewakuacji w październiku 1944 r. Starał się je zabezpieczyć na tyle, na ile okoliczności na to pozwalały, zapakował obrazy starannie i umieścił je na dnie tapczanu pod pościelą. Kiedy wrócił po wyzwoleniu Warszawy do swojego mieszkania (kamienica ocalała), już ich tam nie było, podobnie jak innych wartościowych rzeczy. Obrazy albo uległy zniszczeniu, albo może ozdabiają ściany pięknej willi gdzieś w Dolnej Westfalii?

Pewnego letniego dnia zadzwonił domofon  do moich drzwi. Nikt się nie odezwał. Ale po jakimś czasie zadzwonił ponownie i wówczas ktoś nieśmiało zapytał, czy może wejść. Kiedy otworzyłam drzwi, ujrzałam trzy kobiety – najstarsza z nich mogłaby być moją mamą, przyprowadziła córkę i wnuczkę, bo bardzo chciała, żeby zobaczyły to miejsce. Ludzie, którzy zajmowali moje mieszkanie przed wojną, przyjeżdżali do jej rodziny na wieś na letnisko. Miała wówczas kilka lat, ale dobrze zapamiętała te letnie wizyty. A po wojnie zaprosili ją, aby zamieszkała u nich podczas studiów na Politechnice Warszawskiej. Opowiadała o tych wspaniałych i dobrych ludziach o szerokich horyzontach i zainteresowaniach artystycznych. Być może przedstawiona tu supozycja nie jest bezpodstawna i moje mieszkanie nosi ślady obecności Witkacego, tej dosłownej i tej metafizycznej? Wsłuchuję się czasem w dźwięki zatrzymane w ścianach mieszkania i próbuję wyłowić słowa z tamtego czasu. Bywa, że się udaje, bo skąd by mi to wszystko przyszło do głowy?

W kamienicy obok, pod numerem 46, mieszkała przed wojną i po wojnie Maria Dąbrowska. Czy był jakiś powód, dla którego Witkacy odwiedzałby pisarkę w jej mieszkaniu? Niewątpliwie się znali, bliżej czy dalej, co w tym wyimaginowanym świecie nie ma właściwie znaczenia. I on, i ona bywali w tych samych miejscach w Warszawie, a także poza Warszawą. Jednym z nich był majątek w Górkach Wielkich koło Skoczowa, administrowany przez ojca Zofii Kossak-Szczuckiej, w którym pisarka zamieszkała po śmierci męża. We dworze u Kossaków bywała Maria Dąbrowska i inne gwiazdy jasno świecące na firmamencie polskiej literatury, choćby Jan Parandowski, Jan Sztaudynger, Melchior Wańkowicz, również trzy kuzynki Zofii: Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Magdalena Samozwaniec i Jadwiga z Unrugów, żona Witkacego, wraz z mężem, który m. in. oddawał się rysowaniu portretów osób przebywających we dworze.

Niedaleko Górek Wielkich znajduje się Jaworze, znany ośrodek wodoleczniczy, w którym zaznawała dobrodziejstw kuracji Dąbrowska, a także Julian i Irena Tuwimowie, Kazimierz Wierzyński, Stanisław Ligoń, Maria Kasprowiczowa, Mira Zimińska, Stefan Kisielewski, Wańkowicz, Kossak-Szczucka, Gustaw Morcinek, Maria Rodziewiczówna, Parandowski, no i Stanisław Ignacy Witkiewicz. A niedaleko od Jaworza leży także Biała Krakowska, gdzie Witkacy bywał.

Mija ponad 80 lat, jest jesień 2019 r. Razem z Markiem jedziemy do Bielska-Białej, aby zaprezentować w Bielskiej Galerii BWA książkę Witkiewicza Gyubal Wahazar, wybitne dokonanie studentów pierwszego roku Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie, uhonorowane certyfikatem typograficznej doskonałości wydawanym przez Type Directors Club w Nowym Jorku. Historia powstania tej publikacji, zainicjowanej i monitorowanej przez naszą dwójkę, jest długa i pełna pikantnych szczegółów, przez co zostanie tu z braku miejsca pominięta, ale nie wykluczam, że jeszcze do niej innym razem powrócimy. Warto ją opowiedzieć. W Bielsku-Białej poza oficjalnym celem naszego przyjazdu znajduje się przedmiot mojego i Marka pożądania – słynna, przedwojenna fabryka szczotek. Udajemy się tam bez zapowiedzi, z przekonaniem, że nie ma rzeczy niemożliwych, a te nieprzewidziane są ciekawsze i dają więcej przestrzeni niż te ustalone i zamknięte, zanim zostaną otworzone. Dyrektor fabryki zaprasza nas do swojego gabinetu i przyjmuje ze wszystkimi honorami, serdecznie i ciepło. Jest miłym i bezpośrednim człowiekiem, a spotkanie z nami wyraźnie go cieszy. Historia jego życia, którą nam pokrótce opowiedział, studia i plany, jakie miał wówczas na przyszłość, nie zdawały się prowadzić do przejęcia państwowej fabryki. Takie też było jego zdanie. Natomiast nie dziwiło, że kierował nią rozważnie, niekapitalistycznie i z ogromnym poszanowaniem przeszłości tego miejsca. Firma mieści się wciąż w tych samych, zabytkowych budynkach przy ulicy Paderewskiego (przed wojną Rudolfa). Fabryka pierwotnie działająca pod nazwą Gebrüder Sennewaldt, a obecnie Befaszczot, kontynuuje te same linie produkcyjne, wykorzystując tradycyjne, naturalne materiały. To najdłużej działający zakład w Bielsku-Białej. Dyrektor dba o zachowanie tradycji, otoczył także szczególną opieką grób braci Sennewaldt. Jednocześnie działa przy fabryce szkoła, której absolwenci, często ludzie z niepełnosprawnościami, mogą znaleźć w niej pracę.

Wychodząc, zostajemy obdarowani zestawem szczotek z włosia kaktusowego, o których pisał onegdaj Stanisław Ignacy. W Białej Krakowskiej nie bywał jedynie z powodu szczotek, chociaż nie powinniśmy wcale umniejszać znaczenia tychże. Przede wszystkim przyciągała go osoba Kazimiery Alberti, poetki, powieściopisarki, publicystki, tłumaczki i animatorki życia artystycznego. W mieszkaniu przy ulicy Staszica 1 prowadziła salon literacki, w którym gościli artyści z całej Polski. Współtworzyła kabaret artystyczny, do którego pisała teksty i piosenki. Organizowała wystawy plastyczne w fabrykach i rozmaitych instytucjach. Witkacy odwiedzał państwa Albertich, chętnie tworząc portrety małżonków, a także ich przyjaciół, które następnie wystawiał w miejscowych galeriach.

Witkacy regularnie nabywał szczotki Braci Sennewaldt, robiąc spory zapas podczas każdej wizyty w Bielsku. Poza tym, że sam był ich żarliwym wielbicielem-użytkownikiem, to chętnie obdarowywał nimi przyjaciół. Pisał, że szczotki te są „szczecinowe i na pierwszy rzut oka robią wrażenie za twardych. Wymoczone trochę w gorącej wodzie stają się wprost wspaniałe”. „Wszyscy, którym ofiarowałem szczotki te (a rozdałem już przeszło dwa tuziny dla propagandy) błogosławią mnie i tę firmę”. Przywoził je z Białej po każdej wizycie, ale także obstalowywał drogą pocztową. Nie tylko Witkacy doceniał jakość wyrobów fabryki Braci Sennewaldt. Pędzle i szczotki dostarczane były regularnie na dwór Franciszka Józefa, co dało firmie tytuł Dostawcy Dworu Cesarskiego w Wiedniu. Na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 r. wyroby Braci Sennewaldt otrzymały Złoty Medal. Eksportowano je na Bałkany, do Rosji, Szwajcarii, Włoch, Egiptu, Indii i Ameryki Południowej. Zaletą szczotek i pędzli była nie tylko ich jakość, ale także cena. „Towar bez zarzutu – staranne wykonanie – niskie ceny” – to hasło przyświeca fabryce do dziś. Demokratycznie, bez względu na status społeczny i finansowy, każdy mógł sobie na nie pozwolić. Jako surowiec do produkcji szczotek i pędzli służyły materiały naturalne – szczecina czy włosie koni, kóz, borsuków, skunksów, tchórzy, kun, a nawet niedźwiedzi. Wykorzystywano również bardziej egzotyczne produkty, jak włókno kokosowe czy korzenie ryżu. Natomiast trzonki i uchwyty wykonywano z różnych gatunków drewna, także szlachetnych, sprowadzanych z dalekich krajów. I tak jest do dziś. Te same materiały i technologie.

Zostaliśmy obdarowani tymi szczotkami. Przez czas jakiś leżały nietknięte w łazience mieszkania numer 15 kamienicy, o której była mowa na początku, czekając na odpowiedni moment inicjacji. I tenże moment nastąpił. Wanna została napełniona gorącą wodą, uszlachetnioną wonnymi olejami i płatkami róż. Włosie zanurzonej w wodzie szczotki nabierało miękkości. Wymagany czas, aby uzyskało pożądaną postać, potęgował napięcie. Delektowałam się oczekiwaniem na chwilę, kiedy włosie dotknie powierzchni skóry, najpierw muśnięciem ledwie będąc. Włosie stawało się niezwykle uległe i przy niewielkim nacisku odczuwałam delikatne głaskanie. Szczotka była stosunkowo dużych rozmiarów, a ciała nie tak wiele, a co za tym idzie, wkrótce stało się ono beneficjentem doznań, których intensywność rosła, a jednocześnie lekkość niosła w światy niebiańskich rozkoszy. Oleje wonne dostawały się między kaktusową szczecinę i skóra stopniowo je wchłaniała. Rytuał cały odbywał się bez pośpiechu, acz przy pełnej koncentracji. Myśl, że doznania te były udziałem tak wielu kiedyś i są teraz, niosła łagodne ukontentowanie. Odłożyłam szczotkę na brzeg wanny i sięgnęłam po drugą, opatrzoną długim trzonkiem, i ta pozwalała bez wysiłku masować skórę pleców, dystyngowanie acz dosadnie. Musiało to długo trwać, ponieważ woda w wannie wystygła a ja, z nadzieją na rychły ciąg dalszy, wyszłam z kąpieli. Wiedziałam, że to jedynie introdukcja doznań, które miały nastąpić później.

A jak się mają Twoje szczotki, Marku?

                              <>

Odkrytka urodzinowa:

Kochany Marku!
Do niedawnego czasu obchodziliśmy razem dzisiejszy dzień Twoich urodzin, w gronie przyjaciół. W tym roku obowiązki zawodu dzielą nas od siebie, ale serca nasze nadal pozostały sobie bliskimi. Jak najserdeczniej ściskam Cię w duchu, mój Drogi, i dziękuję Ci najserdeczniej za wszystkie dowody Twej życzliwości, serdeczności i nieopisanej dobroci, jakie objawiłeś mi przez tyle lat i uprzyjemniałeś mi do tego stopnia, że wszystkie chwile z Tobą spędzone należą do najpiękniejszych momentów mojego życia. Niechaj Ci Bóg za to hojnie zapłaci i niech Cię darzy obficie Swemi łaskami. Działaj nadal w całej pełni ducha i ciała, zdobywaj i rozdzielaj bogate owoce Tych tak pożytecznych usiłowań. Niechaj gwiazda pomyślna przyświeca Ci na ścieżce, na którą wszedłeś i którą kroczysz, i dojdź szczęśliwie do celu wszystkich pragnień Twych i zamiarów. Twoje powodzenie i Twoje szczęście będzie i szczęściem mojem; – znasz mnie, Drogi, i wiesz dobrze, co przez to chcę powiedzieć.

Nie wymagaj ode mnie, abym każde z mych życzeń osobno wyliczać Ci miała, bo wątpię, czy znalazłabym odpowiednie wyrazy do ich określenia i byłabym w niemałej obawie, że zapomniałam wyjawić Ci to właśnie, co najdokładniej jest zdolnem określić moje do Ciebie przywiązanie.

Raz jeszcze powtarzam: życzę Ci w dniu dzisiejszym wszelkiej pomyślności! A lubo życzę Ci tego samego każdego dnia i każdej godziny, to jednak dzień dzisiejszy potęguje szczególniej we mnie to uczucie. Może dozwoli los, że się wkrótce zobaczymy; wtenczas powetujemy sobie wszystko, cośmy stracili dziś zwłaszcza, przez to, że z dala od siebie żyć musimy.

Pozdrawiam Cię i ściskam jak najserdeczniej, bywaj mi zdrów, Drogi Marku.

Kochająca Cię przyjaciółka,
Małgorzata

(zaczerpnięte ze Zbioru powinszowań dla dorosłych. 138 wzorów na różne okoliczności, Nakładem Księgarni Katolickiej w Warszawie, 1903)


A na koniec użyteczny liryk usłyszany w pociągu do Kielc (oczywiście!)

Dupa stworzyła świat Ale dupie potrzebny jest bat Bo bez bata jest źle Dupa chodzi jak chce

Marku, obyś te słowa miał w pamięci!

Podpisy

  1. Czy to ci mieszkańcy kamienicy przy ul. Polnej? http://www.srodmiescie.warszawa.pl/ulica-256.html 
  2. Warszawa, Polna 44, Zarząd Miejski, Wydział Planowania, 1938, https://www.warszawa.ap.gov.pl/referat_gabarytow/galerie/Polna_galeria/5236.html
  3. W kawiarni przy ul. Polnej. Zdjęcie w archiwum domowym autorki.
  4. Tablica pamiątkowa Marii Dąbrowskiej na kamienicy przy ul. Polnej 46. Fot. M. Sady.
  5. W podróży. Zdjęcie w archiwum domowym autorki.
  6. Marek Średniawa w Bielsku Białej, 2019. Fot. M. Sady.
  7. Tablica pamiątkowa Kazimiery Albert w Bielsku Białej, 2019. Fot. M. Sady.
  8. Reklama fabryki szczotek Braci Sennewaldt, https://befaszczot.com.pl/pl/145-lat-befaszczotu-w-bielsku-bialej/
  9. Marek przed fabryką szczotek i pędzli w Bielsku Białej, 2019. Fot. M. Sady.
  10. Szczotki ze zbiorów autorki. Fot. ona sama.
  11. Zbiór powinszowań dla dorosłych. 138 wzorów na różne okoliczności, Nakładem Księgarni Katolickiej w Warszawie, 1903.
Podziel się z innymi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *