Ze Switłaną Bresławską, pierwszą tłumaczką powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza na język ukraiński, rozmawia Elżbieta Grzyb

Switłana Bresławska – pierwsza tłumaczka powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza Pożegnanie jesieni (2022) i Nienasycenie (2023) na język ukraiński; ukraińska pisarka, krytyczka literacka, autorka antologii, tłumaczka i promotorka literatury polskiej.

Autorka książek poetyckich: Dwa kroki do raju (2015), Przekroczyć próg (2015), W dół głową (2016), Ty (2017), Na linii oddechu (2018) – tłum. Kazimierz Burnat, Kilku głosami (2019), Inkarnacja bólu (2023); zbioru tekstów literacko-krytycznych Z księgi odzewów i propozycji (2018), nowel Wszystkie faworyty króla (2019), Dzień Kolombiny (2023) – tłum. Piotr Prokopiak. Redaktorka antologii Myz 90-tych. Znalezione pokolenie (2017) i literacko-historycznego almanachu Urodziliśmy się w wielkiej godzinie (2017), dwujęzycznej antologii Apostołowie ХХ stulecia: los Ukrainy w poezji (2020), pomysłodawczyni tłumaczenia na polski książki Tarasa Melnyczuka Książę rosy (2020). Jej poszczególne utwory były tłumaczone na języki: polski, niemiecki, francuski, angielski, hiszpański, węgierski, czeski, litewski i białoruski.

Tłumaczeniem dzieł klasyków literatury polskiej i autorów współczesnych zajmuje się od 1988 r. (ma w dorobku 20 książek i 42 inne publikacje). W ramach rezydencji Instytutu Literatury w Krakowie przełożyła monografię Witkacy. Drapieżny umysł (2023). Współpracuje z Instytutem Witkacego, promując twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza. Publikuje artykuły na temat twórczości artysty i organizuje prezentacje jego książek w Ukrainie. Od 2019 do 2023 r. była prezeską oddziału Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy w Iwano-Frankiwsku. Członkini wielkopolskiego oddziału ZLP (od października 2022 r.) oraz oddziału zachodniego Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury (od maja 2023 r.).

Laureatka miejskiej nagrody im. Iwana Franki w dziedzinie poezji (2016) i Nagrody Literackiej im. Jurija Janowskiego w dziedzinie przekładu (2018). Dwukrotnie nagrodzona w Międzynarodowym Konkursie Literackim im. Iwana Czendeja (2020) za opowiadanie i tekst publicystyczny. W 2021 r. wyróżniona honorową odznaką ZLP za wybitne zasługi dla organizacji, a także srebrnym medalem Labor Omnia Vincit przez Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu (2023) za krzewienie idei pracy organicznej i działalność w interesach polskiego państwa i narodu. W 2024 r. minister kultury i dziedzictwa narodowego przyznał jej odznakę honorową Zasłużony dla Kultury Polskiej.

Motto
„Przekład literacki spotyka się bowiem z demokracją w wielu punktach. Jest sztuką wyboru, dialogu, uczestnictwa, poszanowania inności. Niczego nie zamyka, zaprasza do dalszych tłumaczeń, do lektury aktywnej, współtwórczej. Obrona przekładu jako ważnej instytucji kultury jest obroną społeczeństwa otwartego na poszukiwanie i tworzenie sensów, na gotowość zmiany dotychczasowej optyki poznawczej i aksjologicznej, na uczestnictwo jako zasadę działania. Przekład, naturalny przeciwnik ortodoksji, jest warunkiem społeczeństwa partycypacyjnego, nie tylko z tego powodu, że umożliwia dialog z innymi. Mówi też o czymś równie istotnym: że znaczenia, choćby najbardziej oczywiste, są zawsze podatne na zmiany i – co ważniejsze – że nikt, żadna władza, nie ma do nich wyłącznego prawa” (Słowa te pochodzą z zaproszenia na spotkanie online z prof. Elżbietą Tabakowską zorganizowane przez Uniwersytet Łódzki 14 marca 2024 r. „Jarniewicz i Świerkocki pytają Elżbietę Tabakowską. Przekład literacki a przyszłość demokracji”).

E. G.: Pani świat to twórczość poetycka, przekład, krytyka literacka, czyli różnorodne wymiary pracy ze słowem. W jakiej relacji te różne formy aktywności funkcjonują w Pani życiu zawodowym?

S. B.: Nie ma sensu mówić o funkcjonowaniu twórczości w moim życiu zawodowym, ponieważ ukończyłam Wydział Filologiczny na Przykarpackim Uniwersytecie Narodowym im. Wasyla Stefanyka w Iwano-Frankiwsku i przez ponad 26 lat pracowałam jako wykładowczyni języka i literatury ukraińskiej, najpierw w szkole, a następnie na tym samym uniwersytecie. Niestety, żaden z rodzajów mojej twórczości nie może być źródłem dochodów. W dzisiejszej „demokratycznej” Ukrainie system finansowego wsparcia pisarzy został całkowicie zniszczony, zniknęło pojęcie „honorarium”, a ukraińskojęzyczne czasopisma są pozbawione pomocy państwa i stopniowo zanikają. Sytuacja polityczna od 1991 r. nie tylko nie sprzyjała i do dziś nie sprzyja rozwojowi kultury, ale każdy rząd stopniowo (w mniejszym lub większym stopniu) niszczył wszystko, co związane z ukraińską literaturą i sztuką. Poziom ministrów kultury wahał się od jawnych ukrainofobów do prymitywnych ignorantów. Dlatego mamy sytuację, w której krytyka literacka publikowana jest za darmo w portalach internetowych, a poeci wydają książki z reguły na własny koszt. Nieliczni prozaicy, którym udało się nawiązać współpracę z wydawnictwami, otrzymują za swoje powieści mizerne honoraria. Jakość tekstów literackich spadła, by zadowolić mało wymagające gusta czytelnicze. Przyznawanie nagród w dziedzinie literatury i sztuki często graniczy z korupcją. Obserwowałam to jako prezeska iwanofrankiwskiej obwodowej organizacji Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy. Moje wszystkie próby zmian spotykały się z oporem urzędników, a często z seksizmem. Tak więc jeśli uznamy działalność literacką za profesjonalną, to jest to działalność wykonywana wyłącznie z bezgranicznej miłości do książek i literatury.

E. G.: Rozumiem… Wróćmy jednak do twórczości. Kiedy zaczęła Pani pisać wiersze? Czy któryś z opublikowanych przez Panią tomów jest dla Pani szczególnie ważny? Który z wydanych w Polsce tomików wierszy poleciłaby Pani naszym czytelnikom? Który wybrałaby Pani jako pierwszy do przekładu na język polski?

S. B.: Nie kładłabym dużego nacisku na poezję, ponieważ moja twórczość obejmuje opowiadania układane równolegle z wierszami. Zaczęłam pisać wcześnie, w drugiej klasie szkoły podstawowej, i nadal piszę własne utwory, kiedy tylko mam natchnienie. Dodatkowo ukończyłam ośmioletnią szkołę muzyczną w klasie skrzypiec, a także kurs malarstwa i grafiki. W zasadzie wszystkie okładki moich książek projektuję sama. W latach 70. i 80. XX w. (czas mojego dzieciństwa i młodości) w Ukrainie mieliśmy możliwość bezpłatnego uczestniczenia w rozmaitych zajęciach artystycznych i trenowania w klubach sportowych. Oprócz muzyki i malarstwa moje życie obejmowało więc również zespół tańca ludowego, z którym okresowo wyjeżdżałam na występy do różnych miast, oraz zajęcia w sekcji pływania. Nie było wówczas studiów literackich, ponieważ uważano, że talent poetycki musi być dany od Boga i nikt nie może nauczyć pisania poezji. Jestem jednak niezmiernie wdzięczna redaktorce miesięcznika dla młodzieży „Pionierija”, która cierpliwie odpowiadała na moje wszystkie listy, analizując każdy nadesłany wiersz i kierując mnie we właściwą stronę. W 1983 r. ukazał się mój pierwszy tekst w tym czasopiśmie, więc w ubiegłym roku mogłam obchodzić czterdziestolecie działalności twórczej. W 1984 r. „Pionerija” opublikowała całą stronę moich wierszy, a za zamieszczenie dwustrofowego utworu w kijowskim almanachu kulturalnym „Doba” dostałam swoje pierwsze honorarium – 40 rubli radzieckich, co w tamtym czasie stanowiło połowę pensji mojego ojca.

Niestety, moje zbiory poezji są napisane w tradycyjnym ukraińskim stylu, z zagłębieniem się w folklor, z charakterystyczną rytmiczną melodią ukraińskiego zarówno nierymowanego, jak i rymowanego wiersza, więc nie poleciłabym do tłumaczenia żadnego z nich. Mówi się, że poezja to coś, co znika podczas przekładu. To szczególnie istotne w przypadku tłumaczeń poezji z języka ukraińskiego, który ma swobodny i płynny akcent wyrazowy, na język polski, który ma dominujący akcent na przedostatniej sylabie.

W 2018 r. mój zbiór poezji został wydany we Wrocławiu w języku polskim, ale utwory wybrane przez tłumacza często brzmią po polsku prymitywnie, polskie słowa przekazują ich treść w banalny sposób. Niestety, jest bardzo niewielu polskich tłumaczy, którzy mogą i przekładają tradycyjną ukraińską poezję. Dlatego dwujęzyczny zbiór Inkarnacja bólu z lat 2021–2023 wydano w moim przekładzie, redaktorem literackim został pisarz Piotr Prokopiak, wydawcą – ukraiński Discursus. Celem publikowania dwujęzycznych książek jest umożliwienie czytania tekstów zarówno ukraińskim, jak i innym europejskim czytelnikom. Takie rozwiązanie jest również praktyczne podczas konferencji literackich i festiwali. Być może następna książka poetycka, napisana w stylu zrozumiałym dla szerszego grona, będzie zbiorem, który mogłabym polecić do tłumaczenia, ale podejrzewam, że znowu będę musiała przełożyć ją sama.

E. G.: Czy przekład literacki jest sztuką? Czy według Pani tłumacz jest twórcą?

S. B.: Jeśli tłumaczenie literackie nie jest sztuką, to czym jest? Niestety, do tej pory tłumacze byli traktowani jako personel usługowy, a wydawcy i menedżerowie rynku książki często zapominali o wymienieniu nazwiska tłumacza podczas reklamowania i promowania. Można by pomyśleć, że klasycy literatury światowej tworzyli we wszystkich językach. W rzeczywistości jakość przekładu literackiego w znacznej mierze zależy od umiejętności pisarskich tłumacza i stopnia jego znajomości języka ojczystego. Autor nie musi być tłumaczem, ale tłumacz literacki nie ma prawa nie być pisarzem. To konieczność, bo tworząc to samo dzieło dla obcojęzycznego czytelnika, wpasowując je w klimat obcojęzycznego świata, tłumacz staje się współautorem. Biorąc pod uwagę, że prawa tłumacza literackiego są chronione, jest on z pewnością artystą i twórcą.

E. G.: Zanim zadam następne pytanie, pozwolę sobie zacytować słowa z zaproszenia na spotkanie z wybitną znawczynią przekładu, prof. Elżbietą Tabakowską: „Żyjemy w czasach, które można nazwać długim sezonem tłumaczy. Pozycja tłumaczy przeszła wyraźną ewolucję: od niewidzialnych, anonimowych rzemieślników po znanych z imienia i nazwiska, coraz bardziej docenianych i coraz głośniej słyszalnych twórców”. Jaka była kondycja tego zawodu w Ukrainie przed wojną, a jaka jest w tej chwili?

S. B.: Do 1991 r., kiedy Ukraina uzyskała niepodległość, tłumaczenie nie było odrębnym zawodem. Władze radzieckie nie zachęcały do przekładu z języków obcych na ukraiński, podobnie jak do nauki języków obcych przez Ukraińców. Już w szkole wpajano nam, że nie ma sensu uczyć się języków obcych, ponieważ Związek Radziecki był krajem zamkniętym i nie wolno było nigdzie wyjeżdżać. A dzieła Williama Szekspira, Moliera i Johanna Wolfganga Goethego mogliśmy czytać tylko w języku rosyjskim, który narzucano nam od przedszkola. Niektóre książki były tłumaczone na ukraiński, ale z reguły tłumacz musiał zarabiać na życie, pracując jako nauczyciel, bibliotekarz, archiwista, a nawet wykonując pracę nietwórczą. Np. najlepsze tłumaczenie Pana Tadeusza Adama Mickiewicza zostało wykonane przez poetę Maksyma Rylskiego, który jako krytyk literacki i językoznawca pracował w Akademii Nauk Ukraińskiej SRR; najlepszy tłumacz T. S. Eliota, Anatolij Onyszko, całe życie pracował na parkingu fabryki chemicznej, a najlepszy tłumacz Dekameronu Giovanniego Boccaccia i innych skarbów literatury światowej, poliglota Mykoła Łukasz, często nie miał pieniędzy na własne utrzymanie. Imperialistyczny system sowiecki nie pozwalał na owocny rozwój sztuki tłumaczenia.

Niestety, 30 lat niepodległości to zbyt mało, by diametralnie zmienić sytuację, zwłaszcza gdy każda dekada współczesnej historii Ukrainy naznaczona jest rewolucjami i próbami pozbycia się resztek systemu sowieckiego oraz obsesyjnego wpływu agresywnego sąsiada. Działalność literacka i artystyczna nie otrzymuje odpowiedniego wsparcia ze strony państwa, a pieniądze przeznaczane przez skorumpowane ministerstwo kultury wydawane są głównie na telewizję z jej programami kabaretowymi i prymitywnymi serialami. Krytyka literacka jako forma twórczości jest w zaniku. Zarówno pisarze, jak i tłumacze literatury są zmuszeni do angażowania się w działalność literacką w wolnym czasie. Ukraińskie wydawnictwa płacą absurdalnie niskie honoraria za tłumaczenie dzieł literackich. Np. tam, gdzie tłumacz z języka obcego na język polski otrzymuje od 600 do 1000 zł za tzw. arkusz rozliczeniowy (40 tys. znaków), tłumacz literatury na język ukraiński dostaje w przeliczeniu 10 razy mniej.

E. G.: W publikacji Przekład, wspólnota, utopia Lawrence Venuti zwracał uwagę na potencjał przekładu w tworzeniu wspólnoty. Objaśniając jego rozpoznania, Magda Heydel pisze: „Właściwa przekładowi funkcja dywersyjna uruchamia mechanizmy działania odśrodkowego wewnątrz pozornie monolitycznych struktur, obcość wyrażona rodzimymi środkami daje nadzieję na powstanie wspólnoty łączącej czytelników obcych i rodzimych, a więc na porozumienie ponad istniejącymi granicami” (M. Heydel, Gorliwość tłumacza. Przekład poetycki w twórczości Czesława Miłosza, Kraków 2013, s. 78). Czy zgodziłaby się Pani z tym stwierdzeniem?

S. B.: Myślę, że chodzi tu o zjednoczenie intelektualistów z różnych krajów wokół wybitnych dzieł literackich, a to wymaga możliwości dogłębnej lektury i badania tekstu. To właśnie w tym stwierdzeniu można odczytać niezwykle ważną misję powierzoną tłumaczowi.

E. G.: Uczestniczyła Pani w wielu międzynarodowych festiwalach, takich jak Międzynarodowa Galicyjska Jesień Literacka, Poeci bez Granic, Pomorska Wiosna Literacka, w konferencji Jak podanie ręki. Jakie są efekty tych spotkań? Które z tych wydarzeń wspomina Pani szczególnie dobrze?

S. B.: Właśnie udział w międzynarodowych festiwalach i konferencjach dał mi możliwość zaistnienia w przestrzeni literackiej Polski, nawiązania kontaktów i współpracy z pisarzami z różnych krajów Europy. Dzięki udziałowi w festiwalu Poeci bez Granic, organizowanym przez dolnośląski oddział ZLP, wydałam tomik Kilkoma głosami, który zawiera moje wiersze przetłumaczone na języki: polski, niemiecki, angielski, francuski, czeski, węgierski i białoruski. Udało nam się również zrealizować dwujęzyczny, ukraińsko-polski projekt – antologię Apostołowie XX stulecia: los Ukrainy w poezji oraz wydać książkę Książę rosy Tarasa Melnyczuka w tłumaczeniu na polski wykonanym we współpracy z Kazimierzem Burnatem, prezesem dolnośląskiego oddziału ZLP. Moim celem było zaprezentowanie naszym najbliższym sąsiadom, Polakom, poezji 13 klasyków literatury ukraińskiej, otwarcie drzwi do poznania wielkiej literatury ukraińskiej, przez stulecia brutalnie niszczonej przez rosyjskiego okupanta.

Udział każdego z ukraińskich autorek i autorów w międzynarodowych wydarzeniach literackich i artystycznych jest niezwykle ważny, ponieważ umożliwia nam obwieszczenie całemu światu, że Ukraina nie ma nic wspólnego z rosyjską literaturą, którą Moskwa wykorzystuje jako propagandę; daje szansę powiedzenia prawdy o tym, kim naprawdę jest nasz wróg. Świat musi przestać żyć złudzeniami na temat Rosji i jej imperialistycznych pisarzy, począwszy od Aleksandra Puszkina, Lwa Tołstoja, Fiodora Dostojewskiego i innych, którzy otwarcie wspierali niszczenie innych narodów (w tym – narodu polskiego) przez Imperium Rosyjskie, a skończywszy na Aleksandrze Sołżenicynie i Josifie Brodskim, którzy nienawidzili Ukraińców za ich pragnienie bycia wolnym, niezależnym narodem. Na każdym festiwalu tłumaczymy Europejczykom: najpierw wpuszczacie rosyjską literaturę do swojego kraju, a potem wjeżdża do was rosyjski czołg i uderza w was rosyjska rakieta. Każdy, kto czyta dzieła rosyjskich pisarzy, staje się częścią „rosyjskiego świata”. Jestem głęboko przekonana, że Witkacy zdecydowanie poparłby mnie w tej kwestii.

E. G.: Przetłumaczyła Pani utwory wielu polskich autorów. Czym kierowała się Pani w swoich wyborach? Czy bliżej Pani do postawy „legislatorki”, która wprowadza nowe wzory i modele literackie do rodzimego systemu, czy może „ambasadorki”, kogoś, komu przyświeca idea pokazania tego, co w literaturze obcej najbardziej reprezentatywne i wartościowe? A może decydują po prostu osobiste upodobania i preferencje?

S. B.: W naszym życiu nie ma nic prostego i jednoznacznego. Dzieła literatury polskiej, które tłumaczyłam z własnego wyboru, były zazwyczaj publikowane w czasopismach literackich i na portalach internetowych. Są to opowiadania Brunona Schulza – Manekiny (1988) i Undula (2022), artykuły Witolda Gombrowicza Twórczość Brunona Schulza i Witkacy, przedmowa Artura Sandauera do jednego z pierwszych PRL-owskich wydań dzieł Schulza, artykuł Debory Vogel Pozycja Stanisława Ignacego Witkiewicza w literaturze współczesnej oraz wiersze Jerzego Ficowskiego i Tadeusza Różewicza poświęcone Schulzowi… Celem tych przekładów było uzupełnienie ukraińskojęzycznego obszaru wiedzy o Schulzu i stworzenie podstaw ukraińskojęzycznego Witkacego. Tłumaczenia poezji i prozy współczesnych polskich autorów (Danuta Bartosz, Andrzej Bartyński, Kazimierz Burnat, Nikos i Ares Chadzinikolau, Łucja Dudzińska, Piotr Prokopiak, Leszek Szaruga, Andrzej Walter) miały na celu promocję w Ukrainie twórczości moich kolegów z ZLP i Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

Bardzo żałuję, że nie udało się opublikować przekładu powieści dla nastolatków, Magdalena Moniki Warneńskiej, ponieważ zainteresowanemu wydawcy nie udało się dojść do porozumienia ze spadkobiercami pisarki. Książka w języku ukraińskim pozostała w formie rękopisu.

Powód tłumaczenia wielu książek polskich pisarzy (literatura dziecięca, sztuki teatralne, publicystyka, antologie poetyckie) opublikowanych po lutym 2022 r. jest, można powiedzieć, banalny: musiałam przyjąć oferty wydawców, aby zarobić na życie w Polsce. Oczywiście chciałabym tłumaczyć tylko to, co mi się podoba, oferować to wydawnictwom i otrzymywać przyzwoite honoraria. Niestety, życie zmusza do wykraczania poza ramy własnych upodobań i po prostu do przetrwania.

E. G.: Kiedy po raz pierwszy zetknęła się Pani z Witkacym? Czy pamięta Pani swoje pierwsze wrażenia, uczucia i refleksje?

S. B.: Postać Stanisława Ignacego Witkiewicza jako pisarza, filozofa i dramaturga jest zupełnie nieznana ukraińskim czytelnikom. Artyści słyszeli coś o nim jako malarzu, ale niewielu i nie wszyscy. Mimo że losy Witkiewicza od czasu do czasu wiązały się ze Lwowem, Witoniżem, a w końcu z Jeziorami w obwodzie rówieńskim, z nielicznymi wyjątkami jego dzieła nigdy nie zostały przetłumaczone na język ukraiński. Widocznie Instytut Książki nie był zainteresowany popularyzacją twórczości autora Nienasycenia, a ukraińscy tłumacze entuzjaści nie dostrzegali wartości w jego trudnych do zrozumienia refleksjach filozoficznych. Ukraińska inteligencja nie zachwyca się brutalnymi, erotycznymi i pornograficznymi tekstami, być może to jest wyjaśnieniem. Jeśli pierwsze tłumaczenia Schulza pojawiły się pod koniec lat 80. (w tym mój przekład Manekinów), Dziennika i Pornografii Gombrowicza w latach 90., to przekład Pożegnania jesieni i Nienasycenia przypadł mnie. W tych sprawach jestem fatalistką – wierzę, że wszystko ma swój czas i miejsce.

Kiedy zaczynałam tłumaczyć Pożegnanie jesieni na zlecenie wydawnictwa Folio w 2021 r., w czasie pandemii, wiedziałam tylko tyle, ile udało mi się wyczytać w Wikipedii. Tekst nie był łatwy, a podczas pracy po raz pierwszy ciężko zachorowałam na COVID-19. Ale ten przekład stanowił dla mnie wyzwanie. Właściwie jest to moja charakterystyczna cecha: jeśli podejmuję się jakiegoś zadania, to muszę je doprowadzić do końca. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak ważnej rzeczy dokonałam – zostałam pierwszą tłumaczką powieści Witkiewicza na mój ojczysty język, czyli jestem jego ukraińskojęzyczną współautorką. I nie obchodzi mnie, że nawet polscy pisarze nazywają Witkacego trudnym i „nieprzetłumaczalnym”. Najważniejsze jest wytrwałe i wnikliwe zagłębianie się w to, co autor chciał przekazać.

Nienasycenie i Witkacy. Drapieżny umysł tłumaczyłam już w 2022 i 2023 r., mieszkając w Poznaniu jako rezydentka Instytutu Literatury w Krakowie. To właśnie wtedy nawiązałam niezwykle twórczą współpracę z Panem Markiem Średniawą, za którą jestem mu niezmiernie wdzięczna. Udało mi się przełożyć tę drugą pozycję i dowiedzieć się wiele o Witkacym, a właściwie stać się „pierwszą witkacolożką” Ukrainy. Moja praca tłumacza przeplata się z literaturoznawstwem: napisałam artykuł Planeta Witkacу dla czasopisma internetowego „Posestry”, recenzję Pożegnania jesieni dla portalu Bukwoid i zorganizowałam pierwszą w Ukrainie prezentację Pożegnania jesieni w iwanofrankiwskiej galerii Vagabundo, moderowaną przez Jurija Andruchowycza. Teraz rozpoczęłam pracę nad tłumaczeniem dramatów i już zastanawiam się, którym ukraińskim teatrom je zaproponować.

Dziś postrzegam geniusz Witkacego jako autora przeznaczonego mi przez los, a mówiąc językiem mistycyzmu, podejrzewam, że to ON wybrał mnie do wkroczenia w literacki świat ukraińskiej inteligencji.

E. G.: Jest Pani laureatką nagrody im. Iwana Franki w dziedzinie poezji oraz Nagrody Literackiej im. Jurija Janowskiego w dziedzinie przekładu. W 2021 r. została Pani wyróżniona honorową odznaką ZLP. Czy oprócz satysfakcji, którą przynosi uznanie innych, nagrody te miały jakiś wpływ na rozwój Pani kariery?

S. B.: Muszę przyznać, że nagrody są mi obojętne. Gdyby nie było czysto formalnej potrzeby, wcale bym o nich nie wspominała. Zresztą mam kilka innych wyróżnień, których nie wyliczam w biogramach. Nagrody te nie miały i nie mają żadnego wpływu na moje życie i karierę, przynajmniej ja go nie odczuwam. Nie widzę w tym sensu. Z reguły w Ukrainie laureatów wyznaczają komisje urzędników, funkcjonariuszy od literatury, którzy nie są dla mnie autorytetami. Nie pragnę rywalizować, nie biorę udziału w żadnych konkursach, zawodach i nie potrzebuję nagród, żeby czuć się pisarką. Znam swoje możliwości i uważam, że najcenniejszą rzeczą, którą pisarz po sobie zostawia, są jego książki, a lista zdobytych nagród to „próżność nad próżnościami”, jak można sparafrazować Koheleta. Chciałabym mieć możliwość zajmowania się tym, co kocham – pisaniem, tłumaczeniem – i otrzymywać godziwe wynagrodzenie za swoją pracę. To byłaby dla mnie najlepsza nagroda.

E. G.: Serdecznie Pani takiej sytuacji zawodowej życzymy.

Marzec 2024 r.

Podziel się z innymi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *