Scenariusz Witkacji. Glątwy został napisany na 135. urodziny Stanisława Ignacego Witkiewicza oraz 100-lecie jego Czystej Formy. Obie rocznice przypadają w 2020 r. Instytut Witkacego jest producentem spektaklu.
Spektakl jest próbą przedstawienia burzliwych kolei małżeństwa. Tytułowa Witkacja to żona Jadwiga, zwana Niną, a także określenie specyficznego pełnego sprzeczności świata malarza. Oba znaczenia są tu nierozłączne, uzupełniają się. Świadectwem zmagań z losem i samych z sobą są Listy do żony – 1278 listów napisanych w ciągu 16-letniego małżeństwa. To portret psychologiczny, ukazujący człowieka o różnorodnych cechach osobowości, krańcowo zmiennych nastrojach – wybitnego dramato- i powieściopisarza, teoretyka i krytyka sztuki, filozofa, malarza i fotografika.
Na tle skomplikowanej osobowości Witkacego zbudowana jest postać żony, która z podniesioną głową znosi ekstrawagancje męża, buntuje się, ale potrafi zrozumieć go, nawet wybaczać, bo wie, że jest mu potrzebna, bo ceni go jako wyjątkowego artystę, bo „miłość niejedno ma imię”.
Scenariusz został napisany na podstawie utworów dramatycznych, powieści, dzieł filozoficznych, teoretycznych, a także materiałów krytycznych autorstwa m.in.: Anny Micińskiej, Janusza Deglera, Lecha Sokoła, Konstantego Puzyny. Ten ostatni określił Witkacego mianem artysty „genialnego, wszechstronnego, prekursorskiego wobec powojennego teatru europejskiego”.
Reżyseria: Andrzej Kubicki
Scenariusz: Blanka Konopka
OBSADA:
Witkacy – Sebastian Dudała
Jadwiga Witkiewiczowa (Nina) – Monika Chrzanowska
Narrator 1 Starzec Zwisający – Aniceta Ochnicka
Narrator 2 Starzec Zosima – Bogdan Rzeźnik
Sebastian Dudała, 2019. Fot. M. Gargas, Foto studio teatr
Monika Chrzanowska, 2019. Fot. D. Senkowski
Fragmenty scenariusza
SCENA *4*
Starzec Zosima: Nonsens i sens życia. Mogli umrzeć, ale jeszcze nie chcieli – chcieli umrzeć, ale jeszcze nie mogli. Życie nie na szczytach czego-bądź jest nonsensem. Największy sens ma życie na szczycie nonsensu.
Starzec Zwisający: Witkacy odwiedza żonę w Warszawie, ona czasami jeździ do Zakopanego. Ich wspólne życie miewa pogodne i zabawne strony, chwilami nawet przypomina teatr. Zdarza im się dobrze ze sobą bawić. Nina lubi pomieszkiwać z mężem.
Nina: W wynajmowanym mieszkaniu w kamienicy przy Brackiej 23 w Warszawie mamy oddzielne pokoje. To nasza specjalność. Już w Zakopanem niemal od początku małżeństwa mieliśmy osobne sypialnie. Staś żyje w okropnym pędzie. A mnie potrzebny jest spokój.
***
Witkacy (krzyczy z offu): Postanowiliśmy, My z Bożej łaski i Przezorności Witkacy i Ignacy Mąż Twój, My, Wielki dramaturg, aczkolwiek nieuznany i przez lada swołocz w jaja i zadek kopany, że przyjedziemy do tej przeklentej zagwazdranej Warsiawki ni mniej, ni więcej jak w tydzień, w czym nam Boże i Wszyscy Diabli dopomóż! Amen.
Witkacy (z ciężką walizką): Wchodząc tu, doznałem dziwnego wrażenia. Chcesz, to ci powiem. Pomyślałem sobie, że całe życie moje nie byłem tym, którym być miałem.
Nina: Staś w pożyciu domowym jest najmilszym, dobrym, choć czasami bardzo męczącym dzieckiem. Każda jego wizyta to zamieszanie, ruina mojego usystematyzowanego rytmu. Zwłaszcza wyczekiwanie na wstęp do łazienki.
Witkacy (krzyczy z łazienki): Zła to praca, zły wysiłek / chcieć do czysta wytrzeć tyłek! Ninuś, gdzie jest papier do du… do de’ de’? Sprawdź w moich rękopisach!
Nina: Maratońskie poranne ablucje… Od rana pod prysznicem śpiewa lub deklamuje swoje rymowanki.
Witkacy (robi miny): Zrozumiesz kiedyś, ach, koteczko ma, / Że wszystko nie jest takim, jakim się wydaje, / Że bezpowrotnie mija pocałunków szał / I to, co niegdyś stało, już nie staje – / I poznasz potem rozpacz, nudę, żal. / A potem? Potem innych samców czar.
Nina: Przypomniała mi się jedna z twoich piosneczek porannych. Przez ohydny mój niezupeł / On zawiązał wstrętny supeł…
Witkacy: Jeśli cię nic nie swędzi i nie zanadto boli, / Nie miej pretensji żadnej do najsroższej doli.
Nina (ogląda koszulę męską, wącha): Rytm ci uciekł! Ale rymy – dobre.
Witkacy (stojąc na głowie lub w zwisie np. ze stołu, szafy itp. – w pozie ukazującej jego świat „do góry nogami”): O jakże dziwnym jest świat, / Widziany przez oczy wariata, / W spojrzeniu ich, zdrowy człowieku, / Nie poznałbyś wcale świata.
Nina (zadowolona, może nawet szczęśliwa): Co robimy po śniadaniu?
Witkacy: Piszmy rymy o kochaniu.
Nina: Czym jest zatem twoja miłość?
Witkacy: Jest ekstazą, czasem bólem
Nina: Jesteś mego serca królem / Gdzie się chowa nasza miłość?
Witkacy: I na szczycie, i na dnie,
Nina: i na jawie, i we śnie
Witkacy: w huraganie, na tarasach,
Nina: po nich biega, tańczy, skacze
Witkacy: na bosaka, na obcasach
Nina: z raną w nodze,
Witkacy: na podłodze
Nina: i na wojnie, i w spokoju,
Witkacy: i pod łóżkiem w twym pokoju
Nina: i w sypialni
Witkacy: i w jadalni,
Nina: na patelni, i w fontannie
Witkacy: w żyrandolu, na portrecie,
Nina: na koślawym taborecie,
Witkacy: w maju, w kwietniu na parkiecie
Nina: zimą, wiosną, gdy burza hula,
Witkacy: i wśród pszczół, a także w ulach / i do bólu i w rozpaczy
Nina: gdy mnie rzucisz, nie przebaczę
Witkacy: i gdy umrę, też
Nina: to wyleję morze łez... (pod nosem, do siebie) E, chyba jednak nie!
Witkacy: Żono-przyjaciółko / O poranku dasz mi…
Nina: Stasiu!
Witkacy: No co! Przyjaciółko, …pocałować chcę cię w czółko! „Życie za krótkie, / Czasu za mało, (zgięty palec mały) / Wszystko malutkie, / Nic nie zostało”.
Nina (mina, która świadczy, że mogło być lepiej; ogląda koszulę, podryguje w rytm): W kwestii wyboru ubioru koszuli koloru, ta po przejściu badań smrodologicznych jest… (wącha, krzywi nos)… już po przejściach. (rzuca) Za karę – won! Do kąta won!
(WITKACY nosi kolorową bieliznę, a krawat i koszule dobiera zależnie od nastroju)
Witkacy: Bo ta prosta czynność jest dla mnie nieco zawsze trochę skomplikowana, nawet gdy świeżą głowę mam od rana. Oj dana, oj dana, żono moja kochana (przynosi do obwąchania 3–4 koszule). Czemu ludzie, którzy bezwzględnie śmierdzieć nie powinni, jednak śmierdzą? Zauważyłaś, Nineczko, samce i mężczyźni pozostali ubierają się tak bezbarwnie… i wonnie potwornie. A mycie się to „koszta nieduże”, mydło i woda… Do tych celów polecam model szczotki firmy Braci Sennebaldt, z Bielska-Białej.
Nina: Codziennie to powtarzasz.
Witkacy: A ty codziennie narzekasz, zrzędzisz, że musisz wysłuchiwać tych narzekań. Dokładnie obwąchałaś? I jaka decyzja?
Nina: Ta. Miałeś ją może raz.
Witkacy: Daj, (bierze koszulę, wącha) smrodliwa. Będzie ze dwa albo trzy razy do mego ciała się tuliła, kleiła… erotycznie, metafizycznie… (rzuca w kąt, bierze inną) A ta? Obwąchaj! Daj, razem powąchamy, obwąchamy. Tak nie robią żadne chamy. A my tak…
Nina (bierze koszulę, wącha): Ta na pewno jednodniowa. No tak, z wczorajszego wieczora…
Witkacy: Gdy poszliśmy do… Decyzja zapadła?
Nina: Zapadła.
Witkacy: Przyjęto bez sprzeciwu, pani Witkacjo. Nie ma oznak ani przesłanek do rebelii. A teraz krawat. Mam nastrój na fioletowy w papugi. Nie widziałaś?
Nina: Nie, nie przywiozłeś tym razem.
Witkacy (uderza się w czoło, przypomina sobie): No tak! Na ciupadze albo na nartach powiesiłem i zapomniałem. (przynosi jakiś pstrokaty krawat, zawiązuje albo zarzuca na szyję).
Nina: Dzisiaj do Solskich? Do madame Akne?
Witkacy: Tak. Ale ty nie jesteś o nią zazdrosna?
Nina: Wszystko, co było przede mną, jest dla mnie obojętnym twoim wspomnieniem.
Witkacy: I to w tobie mi się podoba.
Nina: A co ci się nie podoba?
Witkacy: Wszystko pozostałe.
Nina: To co tu robisz?
Witkacy: Drażnię się z tobą i… i chętnie jeszcze coś… Ale „Ja uż dawno był by gieroj / No / uwy’! / u mienia jest’ giemoroj”.
SCENA *5*
Starzec Zosima: Zagmatwało się wszystko na wieczność całą. Może to właśnie jest miłość?
Oczy jej zawróciły się w dzikim zachwycie i piękna była jak złowrogi anioł zniszczenia, jak samo bóstwo nigdy nienasyconej, okrutnej miłości. Zdawało się, że ulatuje w inny wymiar, że już jej nie ma. „Taka piękność nie może być prawdą – jej nie ma, naprawdę nie ma i nigdy już…” Rozpacz i wściekłość, i ukochanie najwyższe, śmiertelne. Tak kochał jedynie jej ducha w zupełnej beznadziejności, że nigdy jej nie zobaczy. A tu ONA stała przed nim, rzeczywista, dotykalna, pachnąca – miała na sobie lekki czerwony szlafroczek i była spocona – widział kropelki potu na czole.
Starzec Zwisający: Stała jak zahipnotyzowana, stężała w oczekiwaniu gwałtu, daleka od ziemi, nieuchwytna – gołe nogi w czerwonych pantofelkach drżały jej lekko – była półprzytomna. A spod ciężkich opuszczonych powiek patrzyła na kochanka wywróconym, trupim spojrzeniem, śmiertelnej, trującej, zaświatowej lubieżności. Głowa opadła jej w tył. ON rzucił się na nią jak rozżarte zwierzę. I nastąpiła jedna z tych szalonych nocy, tylko jeszcze straszniejsza, bardziej niepojęta, poza czasem i przestrzenią, gdzieś już w otchłaniach Absolutnej Nicości. ONA przerwała nagle ten szał, mimo że ON, będący już prawie jakąś kupą pobitego mięsa, a nie człowiekiem – kupą, w której świecił zimny płomień niepoznawalnej Tajemnicy Istnienia – nie był jeszcze nasycony. A ONA mówiła podczas tego… A umiała mówić rzeczy zdolne przewrócić mózg, czyniąc z niego tylko jakiś nędzny nowotwór na organach płciowych. Jej słowa doprowadzały go do niepojętego szału.
Witkacy (budzi się): Akne moja. Najdroższa!
SCENA *12*
Nina: Ilekroć zapewnia mnie o swojej miłości, to sygnał zdrady. Kiedyś może policzę listy z „kocham cię, żyć bez ciebie”... A właściwie, po co mam to wiedzieć. Ja nie jestem stuprocentową kobietą. „Nie jesteś stuprocentową…” takie wyznanie mi kiedyś… e…
Starzec zwisający: Nowy skandal! Nowa pasja Witkacego – stryjeczna siostra Niny – Maria Pawlikowska.
Nina: Nowa pasja Stasia! M-o-j-a stryjeczna sio-stra!!! Lilka Pawlikowska. Podobno ze względu na mnie zerwała z nim. Szymanowski też ma coś z tym wspólnego, bo mój dzielny mąż wyzwał go od bydląt i zerwał z nim znajomość… ze swoim przyjacielem Karolkiem!!!!!!! Koniec! Koniec!
Witkacy: N. N. [Najdroższa Nineczko] Znowu separacja? Jestem tak nieszczęśliwy bez Ciebie, że z trudnością wstrzymuję się, żeby nie płakać. Pogoda cudowna, ale dla mnie wszystko pokryte jest czarną ścierką naszego bezsensownego rozstania. Błagam Cię, zgódź się na mnie takiego, jakim jestem, i nie bierz mnie na smycz. Drugiego nie znajdziesz takiego. Strasznie mi źle. […] Próbowałem dziś pisać powieść, sztukę, metafizykę – ale wszystko wydaje mi się pozbawione trzewiów.
Nina: Nałóż trzewiki, może trzewia ci wrócą! Nie! Nie! Nie! Pisze prawie codziennie. Zwykle to samo. Do obrzydzenia! Czasami także płacze. Czasami. Stany ma ciężkie, bliskie samobójstwa. Czasami! Chce też umrzeć! Też czasami! Zwłaszcza gdy nałyka się czegoś, a potem zarzeka się, że więcej tych ohydnych ohyd nie weźmie do ust.
O, proszę! (czyta list) „Dziś rano mało nie popełniłem samobójstwa. Dwa razy zaczynałem płakać, ale przestałem” (kiwa głową z ironicznym politowaniem)
Witkacy: Mam absolutną pewność, że moje życie jest skończone i że czekają mnie już tylko coraz gorsze męki. Lepiej byłoby teraz rozpić się i zakokainować, ale ze względu na Matkę nie mogę tego zrobić. Trzy dni piłem z góralami… po czym rzygałem i do 4.00 leżałem w łóżku bez życia. Dziś cały dzień coś robię, ale bardzo chce mi się płakać. Zajrzałem do pustego pokoju i mało się nie rozpłakałem. …Ale gwiżdżę. Nuda piekielna. Całuję Cię bardzo. St.
Nina: Matka Stasia próbuje nas pogodzić. Zaprasza do Zakopanego. Zapewnia, że oboje ze Stasiem będą się starać. …że gotowi są pójść na jak najdalej idące ustępstwa. …że takie trudne sprawy najlepiej rozwiązywać nie listownie… dlatego prosi, abym przyjechała.
Nie od razu ustąpiłam. Trzeba jednak szukać porozumienia. On zapewnia mnie o swej miłości… A ja, niestety, też go kocham.
Stasiu, spróbujmy. Może tym razem się uda?
SCENA *13*
Witkacy: Dla mnie najważniejsza jest wspólna tolerancja. Wolność to wielka rzecz. Już tyle razy próbuję cię przekonać, że nie możemy się rozstać. O rozwodzie nie może być mowy. Ty jesteś moją żoną jedyną. Do końca życia. Żadna kobita nie ma prawa odebrać mnie tobie. Moje życie bez ciebie jest parszywe i to jak! Musimy się pogodzić! Drugiego takiego nie znajdziesz!
Nina: O, tak! Tego jestem pewna!
Witkacy: Trzeba zrobić eksperyment tego życia na nowych podstawach, bo do niczego nie dojdziemy. Zginiemy marnie oboje bez siebie. Dla ciebie jednak lepsze jest życie ze mną, niż rozstanie. Mimo wszystko.
Nina: Stasiu, nie mów mi, co jest dla mnie lepsze! Jeśli ja sama nie wiem, więc niby dlaczego ty masz wiedzieć lepiej! Twój geniusz nic tu ani nie pomoże, ani nie zmieni. Na początku, gdy cię nie kochałam, wszystko wydawało się prostsze… ale teraz…
Witkacy: Wiem, że często cię krzywdzę. Wiem, że cierpisz przeze mnie. Dlatego kiszki mi się rozrywają!
Nina: Tobie kiszki, a mnie… dużo więcej!
Witkacy: Nineczko, nie opuszczaj mnie! Pogodzić się musimy, bo albo zwariuję, albo się zabiję!
Nina (ironicznie): Stasiu, to może nie zabijaj się, co? Bo nikogo nie mam oprócz ciebie.
(atmosfera się „rozładowuje”, obejmują się i tak trwają)
Witkacy (odzyskuje rezon): Powtarzam, wzajemna tolerancja to fundament!
Nina: …to mit. Ja mam tolerować twoje zdrady. A wyobraź sobie, że inny mężczyzna dotyka mnie.
Witkacy: sssssssssssss... Jestem zazdrosny.
Nina: O kogo?
Witkacy: O ciebie.
Nina: Nie! Słyszałam twego węża, co przed chwilą zasyczał! On nie zezwala na tolerancję. Jesteś wspaniałym kochankiem! (do siebie „pod nosem”) Podobno.
Witkacy: Tak jest! Jestem najlepszą wersją siebie samego. Czy w takiej sytuacji to tylko moja wina? Zrozum, moje związki z innymi kobitami nie mają żadnego wpływu na moje uczucia do ciebie. Kocham cię strasznie, ale swoboda to wielka rzecz.
Nina: Nie kochaj mnie strasznie! Bo strasznie mi od takiej miłości. Twoje przygody miłosne… Twoje namiętności…
Witkacy: Nie mam żadnej grande passion. Dwie poprzednie zdradziłem z trzecią. Takie słowa jak „konkubina, kochanka, zdrada, kobiety” itp. będą wykluczone z naszych rozmów. Ja muszę móc chodzić, gdzie chcę, z kim chcę, na wycieczki na przykład. Nie mogę być w przykry sposób kontrolowany…
Nina: Stop! Stawiasz mi warunki?! Czy kiedykolwiek cię kontrolowałam, szpiegowałam? Kiedyś to sobie już wyjaśniliśmy! Przypomnę ci, że to ty kiedyś kazałeś mnie śledzić, czy rzeczywiście z Zakopanego pojechałam do domu… Nie pamiętasz?
Witkacy (skonfundowany): Eeeeeeeeee… archeologia! Stara historia. Nie mówmy o tym! Gwarantuję, że gdy będziesz w Zakopanem, nie spotka cię żadna przykrość.
Nina: A co zrobimy z twoimi chuciami?
Witkacy: Erotyzm jest potęgą dość wściekłą. Tyle razy próbowałem ci wytłumaczyć, że to tylko ulotne nic nieznaczące zabawy. Czy zaakceptujesz takie qui pro quo?
Nina: Jeśli to mają być jedynie zabawne nieporozumienia, to…
Witkacy: To kiedy przyjedziesz? Mama się ucieszy. Ty jednak jesteś jedyna i na to nie ma rady. Wszystkie baby są niczym wobec ciebie.
Nina: Jeśli nie mogę być jedyną twoją żoną, to będę przede wszystkim przyjaciółką, twoją ostoją i podporą w ucieczce przed banałem egzystencji. Chcę być tobie potrzebna.
Witkacy: Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Powiernicą. Żono moja, mów sobie, co chcesz, ale może lepiej było i dla ciebie, i dla mnie, żeśmy się kiedyś w przystępie szału pobrali.
Zdjęcia ze spektaklu Witkacja. Glątwa odegranego na 23. edycji konkursu „Witkacy pod strzechy”. Fot. W. Stanisławska. Dzięki uprzejmości Słupskiego Ośrodka Kultury.