Magdalena Gościniak

A jednak! Witkacy pojawił się w Katowicach 94 lata później, niż pierwotnie zakładał. Wtedy Teodor Białynicki-Birula mu przeszkodził. Teraz pomógł. Ba, sprawił nawet – być może w odwecie – że wystawa okazała się indywidualną, a nie zbiorową.

Na co dzień te portrety wykonane przez Witkacego zdobią ściany prywatnych domów. Publiczne święto, związane z ich przedstawieniem szerszemu, niż towarzyskie, gronu, rozpoczęło się 17 grudnia 2022 i potrwało do 19 marca 2023 r. Muzeum Historii Katowic (MHK), kamienica przy ulicy Szafranka 9, drugie piętro. To tu Witkacy „kipi” ze ścian. Kipi… i kpi. Trzeba zapomnieć wszystko, czego o Witkacym nauczyła nas szkoła. Albo przeciwnie – należy wszystko sobie przypomnieć, by to zweryfikować. Wystawa jest śmiała, dobitna i przemyślana. Kuratorzy – Natalia Kruszyna i Marek Średniawa – „czytają” Witkacego. Opowiadają o nim, raz po raz przesuwając horyzont – uważnie przypatrują się tezom, z którymi przyszliśmy obejrzeć Witkacego… i które rodzą się nam w głowach podczas wędrówki po poszczególnych salach.

Mistrzynią ceremonii jest Kruszyna – przewodzi sporej grupie podczas oprowadzania kuratorskiego. Tak jest za każdym razem, pod skrzydła Natalii na spotkanie z Witkacym garną się tłumy. Daję się uwieść. Głosowi, mimice, charyzmie, a przede wszystkim fascynacji i wiedzy. Zazwyczaj wyciągam notatnik i zapisuję. Tym razem nie. Chłonę. Rezonuję. Jestem w samym środku witkacowskiego mikrokosmosu wyznaczanego przez dwie planety: Helenę i Teodora. Ze ścian patrzą na mnie kobiety i mężczyźni. Spogląda też Witkacy. Ba, uśmiechają się druki recept doktora Biruli, służące do prowadzenia korespondencji i zapisków. Dość rzec, że krążący wręcz po celebrycku w serwisach internetowych, „rozbiór moczu” Witkacego jest zapisany… na papierze firmowym doktora Biruli. Ale kontekst tego druku poznaję tak naprawdę dopiero podczas wystawy, odkrywając relacje między Witkacym a Birulami.

Białyniccy-Birulowie mnożą się na ścianach i dzielą. Witkacy darzył ich, jak się domyślam, przyjaźnią namiętną. Teodor raz jest posągowy, raz groźny, raz zamyślony, raz krotochwilny, raz zawadiacki. Ma wiele barw i jeszcze więcej tonów. Z Heleną jest jeszcze ciekawiej, ponieważ momentami przeistacza się w Leokadię, a czasem w Marię. Kobiety po mężach Białynickie-Birulowe. Grono charakternych niewiast zatrzymane w pastelach. Helena, żona Teodora, jest księżną, wilczycą, kobietą po poronieniu, mistyczną efemerydą, boginią gniewu… i kaczką. Witkacy oddaje jej nastroje. A ja stoję pośrodku sali, spoglądam raz na Teodora, raz na Helenę, którzy patrzą sobie w oczy, ponieważ ich portrety znajdują się vis-à-vis. Stoję… i myślę o tym, jakby to było odwiedzić willę Olma, w której rezydowali Birulowie, gościł Witkacy, urządzano spotkania towarzyskie suto zakąszane i zapijane; gdzie się bawiono, snuto rozmowy, malowano i rysowano.

Ta wystawa jest dla mnie trochę jak zakopiańskie harce. Pokazuje zaledwie mały fragment życia Witkacego, ale robi to w sposób niezwykły. Tu konteksty, znaczenia, emocje, symbole, napięcia i relacje międzyludzkie wirują. Portrety wyrysowane ręką Witkacego zachowują pozór stateczności. Jesteśmy przecież w muzeum. A jednak wydarza się coś… może to opowieść snuta przez Natalię, pełna energii; może sposób wyeksponowania prac… Czy tylko mi się wydaje, że on do niej puszcza oko, a ona lekko kiwa głową… albo ona, wkurzona, wprost wychodząca z ram, aby rozprawić się… no właśnie, z kim? Z nim, który przystanął do niej profilem i zdaje się nie wchodzić w obszar jej gniewu? Czy może „portret odwetowy” – ona z nosem kaczki. A przecież na zdjęciu „brodacze” wykonanym w Olmie stoją ramię w ramię, z pakułami udającymi wąsy. Witkacy i Helena. Helena i Teodor. Teodor i przyjaciele domu.

W tym szaleństwie jest metoda. Teodor to lekarz Witkacego, taki od narkotyków. Rzecz w tym, że był wykształconym medykiem wojskowym, a już wtedy żołnierzy w armii faszerowało się chemią świadomie i celowo. Teodor wiedział, co i jak. Nadzorował „towarzyskie” dawki. W gronie znajdowała się zawsze osoba zapisująca to, co się działo po poszczególnych dawkach. Pejotl ściągali z Francji, ale przecież był nie tylko pejotl… Eksperymentowali metodycznie, dokumentując skutki, a także wpływ przyjętych specyfików na efekty twórcze. Tak, doktor Birula malował obrazy olejne, akwarele; stanowią one punkt odniesienia. Na wystawie oglądamy i obrazy „klasyczne”, i „pejotlowe” autorstwa Teodora. Warto je porównać z pracami Witkacego, który był nie tylko konsekwentny w realizowaniu poszczególnych typów portretów (zgodnych z regulaminem Firmy Portretowej), ale i w skrupulatnym zapisywaniu wszystkiego, co przyjmował, tworząc. Albo czego nie przyjmował. Wszak umieszczona na jednym z obrazów sygnatura „Nπ1, NP1 + pyfko, N.Ż.n.W.S.” oznacza etap „Nowe Życie na Wielką Skalę”, bez palenia jeden dzień, bez picia alkoholu jeden dzień, ale piwko, owszem, zostało przy portretowaniu przez artystę wypite.

Przytoczę typologię Witkacego, ponieważ wiruje ona na obrazach, a ja pod wpływem opowieści Natalii zaczynam ją śledzić. Typ E – intuicyjny. Typ D – ekspresyjny, ale rysowany bez używek, na trzeźwo. Typ C – „niezamawialny” i nie do kupienia, bardzo często wykonywany po zażyciu substancji i/lub wypiciu alkoholu, z niczym nieskrępowaną swobodą twórczą. Typ B – realistyczny, „charakterny”, acz bez znamion karykatury. Typ A – „wylizany”. Na wystawie w Katowicach mamy obfitość typów C. Chodzę od obrazu do obrazu, odgaduję „szyfry i rebusy”. Witkacy i Birulowie bawią się świetnie. Wraz z nimi wszyscy goście. Moja wyobraźnia szaleje. Patrzę na sportretowane twarze, odczytuję znaczenia Witkacowskich hieroglifów… i myślę o tym, co wydarzyło się w Olmie tego dnia, gdy Witkacy tworzył właśnie ten obraz. Jeden albo kilka.

Raz po raz wraca do mnie strofka z wiersza Do przyjaciół lekarzy – „Żeście mi dali rysować tak byczo, / Wyjąc ze szczęścia, dzięki Wam, doktory! / Niechaj tam inni z wyrzutów skowyczą, / Jam ani nie był, ani jestem chory!”. Na reprodukcji rękopisu, który spogląda na mnie ze ściany, widoczna jest dedykacja „Kochanym Birulom z wyrazami przyjaźni i wdzięczności ofiarowuje Witkacy. 1937 VIII”. Mam wrażenie, że gna mnie jakaś siła. W salach kucam, wyciągam się, zastygam w ruchu, przyglądając się nie tylko portretom, ale i wszystkim umieszczonym kontekstom wizualnym – fotografiom z archiwów prywatnych, stosom zapisków na receptach. Są momenty, w których zatapiam się w opowieść Kruszyny tak bardzo, że przysiadam na podłodze, łypiąc okiem to na jeden, to na drugi obraz. Tu miny są na porządku dziennym, nikt na nikogo nie patrzy dziwnie. Wszyscy w tej chwili jesteśmy gośćmi Olmy. Raut u Birulów trwa, przez moment jestem częścią „wielkiej zakopiańskiej symfonii życiowej”.

Zapamiętuję przedziwne informacje. Na przykład taką, że pies Birulów miał na imię Wirus. I że willa, w której mieszkali, miała tak wiele dzieł Witkiewicza na ścianach, że traktowana była przez niego jak galeria, do której wysyłał klientów, osoby chcące skorzystać z usług Firmy Portretowej. Zapamiętuję, że Witkacy nigdy nie pozwolił sobie zaaplikować żadnej substancji psychoaktywnej strzykawką, mimo że doktor Birula medykiem w tym zakresie był biegłym i doświadczonym. Za to zdarzało mu się prosić o „otrezwitielnoje”. Wiedział bowiem, że gdy dotrze (w tym wypadku akurat z Choromańskim) do Birulów, będzie już pijany. Uwodzi mnie „złota myśl” Heleny: „jak macie tylko żreć i spać, to lepiej w sobotę”, odwołuje więc Witkacy swoją wizytę, wysyłając Birulom bilecik. Przede wszystkim jednak zapamiętuję wysiłki doktora Białynickiego, by odczarować „narkotyczną legendę” autora Niemytych dusz – kategoryczne sprzeciwy wobec posądzania Witkacego o narkomanię. „Do protestu takiego czuję się upoważniony i zobowiązany jako jego wieloletni przyjaciel i jako lekarz”[1].

A zatem przyjaźń. Duch Birulów zwołał przedstawienia i duchy, które spotkały się upostaciowione na muzealnych ścianach…, ale publiczności oglądającej portrety pokazały w mojej opinii znacznie, znacznie więcej. Opowieść Natalii podświetliła i rozogniła co ciekawsze konteksty, ponieważ to ona zarządzała całym towarzystwem – obecnym i nieobecnym ciałem i duchem. Gdy byłam studentką, Jan Błoński zadał mi na egzaminie pytanie dotyczące Witkacego: „Dlaczego pewne motywy pojawiają się w jego twórczości z tak wielką częstotliwością?”. Rozmawialiśmy o tym ponad trzy godziny. Wystawa w katowickim MHK udziela odpowiedzi, zapewne niepełnej; zapewne tylko dla pewnego fragmentu świata; zapewne kilkakrotnie potem weryfikowanej innymi okolicznościami, ale udziela i robi to w sposób intelektualnie rozkoszny. Raut udał się znakomicie!

Apendyks

Na katowickiej imprezie z Witkacym pojawiły się tropy, o których czuję się w obowiązku wspomnieć. To artyści i ich witkacowskie inspiracje – w obrazie, ruchu, dźwięku, plamie, formie. Miazmat Klaudiusza Wesołowskiego, czyli Witkacy zrekonstruowany. Ilustracje do Gyubala Wahazara Pauliny Kowalskiej, Anny Wawer, Patrycji Ostrowskiej, Weroniki Ławskiej i Kiryła Lohvyna. Franciszka i Stefan Themersonowie i ich plany wydania Gyubala Wahazara, które zainspirowały Marka Średniawę i Małgorzatę Sady do projektu zgodnego z założeniami Themersonowskich bestlookerów, w którego przygotowanie włączyli się Ewa Satalecka, Andrzej Klimowski, grono studentek i studentów, dzięki czemu powstał Gyubal WahazAR (AR to Artificial Reality). Album Wistość rzeczy zespołu Witkacy Tribute Ensemble łączący teksty Witkacego z jazzem i rockowym groovem w odcieniu funky.

Na koniec krótka refleksja. Nie wiem, jak Witkacy to robi, ale przy lekturze jego utworów w różnych okresach mojego życia zawsze inny temat wchodzi ze mną w rezon. Licealne fascynacje opierałam na buncie wobec koterii społeczeństwa. Studenckie odczytania szły za intelektualną świadomością artysty. Wystawa katowicka pokazała mi przyjaźń.

[1] T. Birula-Białynicki, Wspomnienie o St. I. Witkiewiczu, [w:] Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca. Księga pamiątkowa, red. J. E. Płomieński, T. Kotarbiński, Warszawa 1957, s. 302–303; zob. tegoż, Witkiewicz nie był narkomanem, „Express Wieczorny” 1947, nr 161 z 14 czerwca; tegoż, Czy Stanisław Witkiewicz junior (Witkacy) był narkomanem?, „Głos Plastyków” 1947, grudzień.

Podpisy

Plakat przygotowany przez Muzuem Historii Katowic (MHK)

Zdjęcia wystawy Witkacy i inspiracje: 3, 4, 8 – fot. A. Ławrywianiec, MHK, 2 – fot. D. Niedziałkowska, pozostałe fot. P. Pawlak.

Podziel się z innymi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *