„Każdy dzień musi mieć dla mnie głębszy sens,
nie tylko dlatego, że jadłam, że piłam, że kochałam się i byłam szczęśliwa,
ale że pracowałam, że zostawiłam coś po sobie.”
Alicja Wahl
W tym roku przypada 50. rocznica pierwszego, pośmiertnego wydania młodzieńczej powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta, a także mniej okrągła, 99. rocznica zakończenia pracy nad tym utworem. Autor zaczął go pisać latem 1910 r., dniami i nocami. Zamierzał opublikować powieść pod pseudonimem Tomasz Błuzden, ale po kilku miesiącach doszedł do wniosku, że „nie nadaje się do druku”, o czym zawiadomił listownie Romana Jaworskiego. Wydanie chciał już nawet sfinansować Wilhelm Feldman, jednak przeciw temu pomysłowi wystąpił stanowczo Stanisław Witkiewicz ojciec. Książka, typowa powieść z kluczem, zawierałaby bowiem zbyt wiele tropów prowadzących do intymnych szczegółów zakopiańskiego życia jego jedynego syna, najbliższych przyjaciół, a przede wszystkim kochanek.
Już po powrocie z Rosji, w 1919 r. Witkacy zabrał się za korektę, dopisał nowe zakończenie i przedmowę pod pseudonimem Genezyp Kapen. Wiosną 1922 r. dał się przekonać Kazimierze Żuławskiej, by poprawić „fatalny” styl Bunga. Cyzelowanie tekstu trwało z przerwami do września 1923 r. Wtedy do lektury przystąpiła Irena Solska, sportretowana w niej jako Akne Montecalfi. Jej stanowczą odmowę udzielenia zgody na publikację Staś skomentował złośliwie w liście do poślubionej pół roku wcześniej Jadwigi z Unrugów: „Cała bażanciość umysłowa wyjrzała z formy tego zakazu”. We wstępie do Pożegnania jesieni wyznał, że pierwsza powieść z powodów niezależnych od niego nie mogła być wydana. Autorowi nie udało się również dojść do porozumienia z wydawcą Marianem Steinsbergiem w 1936 r. – prawdopodobnie chodziło o zbyt małe honorarium i skąpą zaliczkę. Epilogiem do Bunga nazwał Jan Kott kolację wydaną po przedstawieniu Domu kobiet w Zakopanem w lipcu 1930 r. Fetowana tam autorka sztuki, Zofia Nałkowska, odnotowała w swym dzienniku:
Przy tym jednym stoliku zasiedli z tej racji Solska i Witkiewicz – dawni kochankowie, cudna podobno kiedyś para, gdy on był pięknym chłopcem, a ona jeszcze niestarą wielką artystką. Pewna gra słów i spojrzeń, mowa uśmiechów – bardziej finezyjna z jej strony, oznaczająca figlarne przebaczenie, bo on – choć zawsze ładny i niezwykły – jest jednak niedźwiedziowaty w swej inteligencji.
Na spotkaniach z przyjaciółmi Witkacy chętnie czytał fragmenty swej Künstlerroman z liczącego 1095 kart rękopisu, który na szczęście przetrwał II wojnę światową. W 1953 r. Biblioteka Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu nabyła go (sygn. 12452/II), wraz z kilkoma innymi rękopisami, od wdowy, ratując przejściowo jej sytuację materialną. Po raz pierwszy fragment 622 upadków Bunga – rozdział Tamta strona liny – podał do druku i opatrzył notą edytorską Stanisław Pietraszko na łamach „Nowych Sygnałów” (1957, nr 37). W 1960 r. młodziutka studentka Kazimierza Wyki, Anna Micińska, wykazała się uporem w wyborze swych nietuzinkowych polonistycznych zainteresowań, uzyskując na Uniwersytecie Jagiellońskim magisterium na podstawie Próby monografii pierwszej powieści S. I. Witkiewicza „622 upadki Bunga”. Obszerny tekst Micińskiej na ten sam temat, ogłoszony w „Miesięczniku Literackim” (1967, nr 8), streścił sam Jarosław Iwaszkiewicz, który na łamach „Twórczości” zaapelował o wydanie Witkiewiczowskiego dzieła. Dopiero 29 listopada 1971 r. opracowany mozolnie maszynopis trzyczęściowej powieści, wraz ze wstępem – na bazie artykułu sprzed 4 lat – Micińska oddała do składu w Państwowym Instytucie Wydawniczym, już wtedy zasłużonym dla popularyzacji twórczości Witkacego. Druk ukończono w maju 1972 r. Niejako zapowiedzią wydawniczą i częścią akcji promocyjnej było ogłoszenie drukiem fragmentów w „Nurcie” przez Micińską (1971, nr 12) i we wrocławskiej „Odrze” przez Janusza Deglera (1972, nr 3).
Twardą płócienną oprawę wzbogacono obwolutą, którą – tak jak okładkę i strony tytułowe – zaprojektowała czterdziestoletnia wówczas Alicja Wahl. Podobnie jak jej bliźniaczka Bożena była już znaną malarką, ilustratorką, graficzką, absolwentką warszawskiej ASP w pracowni Eugeniusza Eibischa (1957). Alicja obroniła aneks z ceramiki u Wandy Golakowskiej w 1958 r. W latach 60. siostry prezentowały swoje prace na wspólnych wystawach w Warszawie i Paryżu, w 1971 r. również w Sztokholmie. Miały już na swoim koncie scenografię Kurki Wodnej w reżyserii Tadeusza Minca, zrealizowanej w Teatrze Telewizji przez Ewę Paszkowską (premiera 11 października 1971 r.).
Zaproszenie manifestującej nonkonformizm Wahlówny do współpracy nad szatą graficzną Bunga okazało się prowokacją obyczajową, której gierkowska dulszczyzna nie zignorowała. Podczas premiery na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie sprzedano około 50 egzemplarzy. Sygnalne otrzymała Micińska i kilkoro redaktorów PIW. Dalsze losy niemal całego nakładu Bunga (25 000 + 290 egz.) wpisały się w dzieje pruderii, cenzury i peerelowskiego absurdu, które podsumował Jan Straus w artykule Pejotl w doniczce („Akapit” 2013, t. 8):
Podobno któremuś z ówczesnych decydentów partyjnych nie spodobał się rysunek Alicji i Bożeny Wahl umieszczony na karcie przedtytułowej książki. Nakład zatrzymano, a rysunek – jako zbyt erotyczny – usunięto ze wszystkich niesprzedanych na kiermaszu egzemplarzy i po paromiesięcznej przerwie zubożone wydawnictwo ponownie skierowano do księgarń. W kolejnych piwowskich wznowieniach Bunga erotycznego frontispisu nie przywrócono, co więcej, dość swawolną obwolutę do pierwszego wydania tej książki zmieniono na inną, budzącą znacznie mniej erotycznych skojarzeń. Dziś egzemplarze pierwodruku Bunga z frontispisem Wahlówien są dużą rzadkością antykwaryczną.
Na przełomie 1972 i 1973 r. ukazało się w prasie ponad 20 not i recenzji pierwodruku 622 upadków Bunga. Ich autorami byli m.in.: Marcin Bajerowicz, Lesław Marian Bartelski, Jan Błoński, Bożena Danek-Wojnowska, Maria Danilewiczowa, Janusz Degler, Włodzimierz Maciąg, Bronisław Mamoń, Krzysztof Pomian, Jacek Wegner i Stanisław Zieliński. Janusz Termer stwierdził, że powieść ma „autobiograficzny i jednocześnie szalenie drastyczny charakter” („Polonistyka” 1973, nr 1), Czesław Miłosz – że przypomina mu Trędowatą Heleny Mniszkówny. W sierpniu 1972 r. do lektury rzucił się wierny fan Nienasycenia, Stefan Kisielewski. Bungo czytany na wczasach w podhalańskim Witowie (na przemian z tak irytującymi nowościami jak biografia Romana Dmowskiego, autorstwa Andrzeja Micewskiego, czy Wspomnienia Alberta Speera) skłonił go do gorzkiej autorefleksji w Dziennikach:
Witkacy, Kafka, Gombrowicz, Schulz mają nad pisarzami takimi jak ja ogromną przewagę: są patologicznie nadwrażliwi, psychopaci, wobec czego wszystko przeżywają silniej, prędzej, sugestywniej, stąd są w swoim pisaniu tak intensywni, odczuwają świat mocniej i głębiej, bo boleśnie, tragicznie. A ja na przykład to właściwie śpię, do pisania muszę się budzić, kombinować, planować – nie ma tej boskiej spontaniczności ludzi nadwrażliwych, jest rozsądek, rezonerstwo, racjonalizm.
Wyrwanie stron przedtytułowych nie przeszło bez echa. Zdzisław Kmieciński dywagował, że „zapewne już po wydrukowaniu i oprawieniu całego nakładu zauważono jakiś błąd” (zkm, Przydybane. 623 upadek, „Głos Pracy” 1972, nr 150). Ranga literacka tej publikacji była na tyle doniosła, że w ciągu paru miesięcy powstał scenariusz aktorsko-animowanego filmu 622 upadki Bunga. Powieść zaadaptował Tadeusz Konwicki dla swojego szwagra, tworzącego na emigracji plakacisty i reżysera, Jana Lenicy. Tego pełnometrażowego debiutu Lenicy nie udało się jednak zrealizować, a maszynopis Konwickiego nabierał stopniowo cech dzieła fantomowego, legendy – wielu krytyków sądziło nawet, że nigdy nie istniał. W Berlinie odnalazła go dopiero w 2009 r. Ewa Czerwiakowska, a dwa lata później podał do druku Przemysław Kaniewski („Tekstualia” 2011, nr 4). Nie doszło również do realizacji filmu Jacka Szmidta – jego scenariusz trafił do archiwum łódzkiego Studia im. Karola Irzykowskiego.
Szybko rozpoczęły się dociekania, co oznacza imię głównego bohatera – alter ego Stasia Witkiewicza. Itaru Kumakura wysunął hipotezę o japońskiej etymologii Bunga w swojej pracy magisterskiej Artysta i twórczość w powieści „622 upadki Bunga” Stanisława Ignacego Witkiewicza, napisanej pod kierunkiem Janusza Misiewicza w Instytucie Filologii Polskiej UMCS w 1977 r. Bungo to bowiem po japońsku „wielki pisarz”. Liczba upadków intrygowała czytelników przez dekady. Wreszcie w styczniu 2012 r. Krystyna Damar opublikowała Rachunek Apokaliptyczny, czyli 666 minus 44 równa się 622 (witkacologia.eu), wiążąc tytuł powieści Witkacego z Objawieniem św. Jana i Mickiewiczowskimi Dziadami.
Ponieważ Bungo – jak większość tytułów wydawanych przez PIW w czasach „dyktatury ciemniaków” – był wystawany w kolejkach przed księgarnią przy Foksal i sprzedawany spod lady przez ikoniczną już wtedy, nieodżałowanej pamięci panią Blankę (księgarka Bibianna Ciompała zmarła 1 stycznia 2021 r.), dyrekcja zleciła drugie wydanie, ale już nie „pornograficzne”; nową obwolutę i strony tytułowe zaprojektowała Teresa Kawińska. Ukazało się w 1974 r., trzecie w 1978 r., łącznie ponad 50 000 egzemplarzy.
W 1979 r. w Lozannie wydano Bunga po raz pierwszy w języku obcym – przekład francuski opracowali Lena Błyskowska i Alain van Crugten. W 1985 r. powieść włączono do pięciotomowych Dzieł wybranych, a w 1992 r. jako pierwszy tom do pomnikowej edycji Dzieł zebranych Witkacego (PIW, dodruk w 1996 r.). Fragmenty powieści na język angielski przełożył Daniel Gerould (Evanston 1992), na estoński – Hendrik Lindepuu („Vikerkaar” 1998, nr 12), na rosyjski – Andriej Bazilewskij (Moskwa 2009). Na kolejne tłumaczenia całości trzeba było czekać aż do XXI w. Hiszpański przekład podał do druku Josep Maria de Sagarra Àngel w Barcelonie w 2001 r., a serbski – Dragana Valigurska w Nowym Sadzie w 2019 r.
Począwszy od lutego 2013 r., miłośnicy radiowej Dwójki mogli się zachwycać słuchaniem 50 odcinków 622 upadków Bunga w cyklu Słynne powieści – audycję przygotowała Anna Lisiecka, a czytał niestrudzony Jan Frycz. W tym samym czasie staraniem Stefana Okołowicza i Janusza Deglera trafiło do księgarń kolejne PIW-owskie wydanie Bunga z ilustracjami autora, tradycyjnie już ze wstępem i w opracowaniu zmarłej w 2000 r. Micińskiej. Na lakierowanej okładce zamieszczono dwa rysunki węglem Witkiewicza: Na dnie i Ucieczka perwersyjnych demonów w noc burzliwą. Ważnym dodatkiem był zaktualizowany o wyniki badań witkacologów Słownik postaci rozpoznanych w opracowaniu Deglera oraz Aneks: Dwie miłości Bunga: księżniczka Isis i Lola Montez autorstwa Okołowicza. Kto woli audiobooki, od 2016 r. ma możliwość zapoznania się z powieściowym debiutem Witkacego w wykonaniu Michała Breitenwalda (Heraclon International, wyd. 2: 2019).
Bungo inspiruje artystów, literatów, reżyserów i badaczy do najróżniejszych kreacji, wystąpień konferencyjnych, rozpraw naukowych i performansów. Spektakle na motywach tej powieści prezentowały m.in.: Teatr Polski w Szczecinie (1981), Teatr na Targówku (1983), Teatr KFART w Starej Malarni krakowskiej ASP (1992), Teatr Dworski na Zamku w Lidzbarku Warmińskim (2012), Grupa Tańca Współczesnego (2013) i Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie (2014). Wystawa z okazji stulecia Związku Polskich Artystów Plastyków w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” nosiła również tytuł 622 upadki Bunga (16 XII 2011 – 12 II 2012).
W Kłodzku działała w latach 90. Grupa Poetycka 622, która wydawała „Czasempismo Poetyckie Bung” i organizowała spotkania poetyckie Upadek Bunga. W 2016 r. fragmenty powieści wykorzystano w Impro performansie muzycznym na śpiewaczkę operową oraz elektronikę, flet i harfę, Witkacy622, vol. 1, a także w audycji Witkacy, nietypowy sopran i elektronika, w radiowym Poranku Dwójki.
Kompletny egzemplarz pierwodruku Bunga z zachowanym rysunkiem Wahlówny można czasem „upolować” za kilkaset złotych. Rekordową cenę uzyskano w lutym 2016 r. na 116. aukcji krakowskiego antykwariatu Rara Avis – 1210 złotych brutto.
***
Od 26 listopada 2021 r. do 3 lutego 2022 r. w warszawskiej galerii lokal_30 można było oglądać drugą część wystawy Siostry, poświęconej twórczości Alicji i Bożeny Wahl. Pierwszą część pokazywano od września 2021 r. w siedzibie Fundacji Arton przy ulicy Foksal 11. Intymna przestrzeń galerii w kamienicznym mieszkaniu okazała się dobrym miejscem, nasuwającym skojarzenia z niepubliczną lokalizacją dawnej żoliborskiej galerii sióstr Wahl. Twórczynią lokalu_30 przy ul. Wilczej 29A, dość trudno dostępnego dla niewtajemniczonych, jest historyczka sztuki, kuratorka Agnieszka Rayzacher. Wydarzeniem towarzyszącym wystawie był panel dyskusyjny Archiwistyka jako troska. Opieka nad domowymi archiwami artystek i artystów na przykładzie spuścizny Alicji Wahl, w którym 27 listopada 2021 r. uczestniczyli: Robert Jarosz, Marika Kuźmicz, Natalia Luniak (wnuczka Alicji Wahl), Agnieszka Rayzacher, Monika Weychert-Waluszko i Magdalena Ziółkowska.
Na wystawie eksponowano rysunki tuszem, litografie, książki (m.in. dzieła Homera, Miguela de Cervantesa, Marcela Prousta, Franza Kafki i Giuseppe Tomasi di Lampedusy) i czasopisma ilustrowane pracami sióstr, plakaty wystaw z żoliborskiej galerii i fotografie przedstawiające artystki. Alicja Wahl odpowiadała m.in. za stronę graficzną niektórych książek jej męża, Romana Bratnego. Uwagę odwiedzających wystawę przykuwały też okładki magazynu „Ty i Ja”. Fanów Witkacego przyciągało najbardziej wielobarwne, lecz mroczne Pożądanie (83,9 × 71 cm), którego bardzo uproszczona wersja rysunkowa 50 lat temu doprowadziła do skandalu wydawniczego wokół 622 upadków Bunga. Z korpusu centralnie umieszczonej ni to postaci, ni to pnia, a może zbudowanego z ludzkich organów krzesła, wyrasta – oprócz pary zbyt szczupłych nóg – kłącze nabrzmiałych, różowych penisów tryskających krwawymi sokami. Unoszą się, wiją i plączą, jakby szukając światła lub granicy obrazu.
622 upadki Bunga…, obwoluta drugiego wydania, 1974, proj. T. Kawińska. Fot. W. Sztaba
W Pożegnaniu z krytyką Mieczysław Porębski pisał: „Jest w tych rysunkach moment zaskoczenia, niespodzianki, który sprawia, że żyją one życiem niezależnym od inspirującego je tekstu, że w stosunku do tego tekstu zachowują pozycję jedynie słuszną, to znaczy niewiążącą i własną”.
Świetną ramą i dopełnieniem niektórych prac stała się surowa faktura nieotynkowanych ścian. Nieokiełznaną materię, wręcz biologicznie czynną powierzchnię tła można było odczytać jako metaforę estetycznej suwerenności wyjątkowych bliźniaczek. Jak przyznały pomysłodawczynie wystawy, najistotniejsze było dla nich wydobycie motywów siostrzeństwa, niejako genetycznego uwikłania w związki z drugą kobietą. Ze względu na eksponowanie w malarstwie i fotografii nagości zarówno ludzkich, jak i nieludzkich postaci, ich uwikłania w związki emocjonalne, a nawet ekshibicjonizm w tematyzowaniu intymności, twórczość sióstr Wahl określiły mianem cielesnego surrealizmu.
Rayzacher dostrzegła emancypacyjny potencjał prezentowania przez Wahlówny namiętności i pożądania, sytuując artystki – obok Natalii LL – wśród pionierek kobiecej rewolucji seksualnej w Polsce. Wnioski ze swoich badań zaprezentowała 12 lutego 2022 r. na XXIII Seminarium Feministycznym w warszawskiej Galerii Studio. Kuźmicz przypomniała, że siostry wywołały skandal, malując kostiumy na bal karnawałowy wprost na swoich gołych ciałach. W latach 70. zaprojektowały kostiumy do filmów, m.in. Systemu i Markheim w reżyserii Janusza Majewskiego oraz serialu Odejścia, powroty Wojciecha Marczewskiego. Bożena próbowała też swoich sił jako scenografka filmowa (Choinka strachu Tomasza Lengrena i Janusza Głowackiego) i telewizyjna (Kabaret Starszych Panów). Z rysunków Bożeny z biegiem lat coraz częściej przezierała melancholia, samotność i egzystencjalna rozpacz. Jak zauważyła kuratorka galerii lokal_30:
We wcześniejszych latach prace sióstr Wahl były bardzo jednorodne, niemal trudne do rozróżnienia. Z początkiem lat 70. zaczynają ewoluować. Alicja okazuje się raczej kolorystką, Bożena sięga po ciemne tusze. Kreska Alicji staje się miększa, Bożeny – bardziej drapieżna. Mimo to ich szuka jest ze sobą blisko związana, pełna osobistych odniesień, spotkań, konfrontacji.
Siostry Wahl najmocniej jednak zaznaczyły swoją obecność w świecie polskiej sztuki współczesnej, otwierając 31 marca 1979 r. prywatną galerię w willi przy ulicy Mierosławskiego 9. Miejsce szybko obrosło legendą. Mówiło się, że była to pierwsza tego typu niepaństwowa instytucja kultury w powojennej Warszawie, lecz wcześniej, w Walentynki 1977 r., Piotr Nowicki zainicjował podobną działalność w pawilonie przy Nowym Świecie 26. W środowisku artystycznym siostry ceniono za nieustanny bunt przeciw patriarchalnym schematom i zrywanie okowów tradycji. Wystawiały na Żoliborzu dzieła całej plejady gwiazd polskiej plastyki, ze Zdzisławem Beksińskim na czele – gwiazd, które miały dopiero zaświecić, po części właśnie dzięki Galerii Sztuki Alicji i Bożeny Wahl oraz ich promocyjnym zabiegom. Samodzielnie decydowały w kwestii doboru artystów i ich dzieł, tematyki i narracji wystaw, one też wykonywały zazwyczaj litografie do plakatów, rozmawiały ze zwiedzającymi, zawierały transakcje z nabywcami obrazów, najczęściej obcokrajowcami. W przeddzień stulecia urodzin autora 622 upadków Bunga zorganizowały wyjątkową wystawę Stanisław Ignacy Witkiewicz – rysunek, na której zgromadziły 40 prac z kolekcji prywatnych. Na wernisażu powitały gości razem z Micińską.
Znawca rynku antykwarycznego, dziennikarz Janusz Miliszkiewicz, poświęcił Alicji Wahl jeden ze szkiców zebranych w tomie Przygoda bycia Polakiem. Zatytułował go Galeria z czystym sumieniem, jako że bohaterka tekstu deklarowała i faktycznie konsekwentnie brała na siebie moralną odpowiedzialność za artystyczne i edukacyjne efekty działalności sióstr:
Dla mnie najważniejsza była rozmowa z Alicją Wahl. Samo to miejsce i osoba wyzwalały wyobraźnię, podnosiły psychicznie. Alicja Wahl potrafiła pytać i słuchać, mówiła o sztuce mądrze, oryginalnie, komunikatywnie i z ogniem. […] Ciekawe, że artyści, których wylansowała i utrzymywała przez lata, nawet o tym nie wiedzą. Nie zauważyli tego również dziennikarze, których przez długi czas gościła na wernisażach.
Ostatnią wystawą w galerii Wahl był pokaz prac Jana Lebensteina wiosną 2002 r. Bożena poświęciła się tworzeniu i prowadzeniu schroniska dla zwierząt.
Alicja Wahl zmarła tydzień po swoich 88 urodzinach, 19 października 2020 r. Wzruszającym wspomnieniem o artystce podzieliła się wówczas m.in. Agata Tuszyńska:
Nie żyje Lusia. Symbol nienasycenia.
Alicja Wahl była pierwszą artystką, jaką w życiu poznałam. Niewielka, z burzą czarnych loków, w wydekoltowanej sukience (miała piękny biust) pędziła na motocyklu przez wąwozy w Kazimierzu nad Wisłą. Wszyscy odwracali za nią głowy. Ja również, miałam sześć lat. Mówiła dużo i głośno, gestykulując obficie. Pokazywała zgrabne nogi. W tenisówkach lub szpilkach. Roznosiła ją żywiołowa energia. Była jak egzotyczny ptak. Dzięki niej wszystkie panie z Domu Prasy zaopatrzyły się w kupony czarnej flaneli w drobną łączkę i szyły u lokalnych krawcowych modne spódnice. Nie wiedziałam wtedy, że po latach zarazi mnie pasją do sztuki, a jej zmysłowe rysunki będą mi towarzyszyć w kolejnych mieszkaniach. I kolejnych miłościach.