Jedyny olejny obraz z okresu formistycznego w słupskiej kolekcji dzieł Witkacego to Jowisz zmieniający się w byka z 1921 r. (il. 1). Kupiony został w 1974 r., razem z 39 innymi pracami z kolekcji Włodzimierza Nawrockiego. Nie zawsze mamy to szczęście, że możemy poznać autorski tytuł dzieła Stanisława Ignacego Witkiewicza. Wprawdzie Witkacy uważał, że tradycyjnie rozumiana treść czy temat nie stanowią o istocie obrazu, to jednak twierdził, że są pewnym punktem wyjścia dla widza:
Formista, którego, jak to z nazwy samej widać, obchodzi tylko sama forma, skomponował swoją bitwę zupełnie z punktu widzenia prawdy życiowej dowolnie, jednak pewni ludzie bezpośrednio, inni dopiero po przeczytaniu podpisu, będą widzieli na obrazie bitwę mniej lub więcej zdeformowaną, tak pod względem układu ogólnego, jak i co do jego części – poszczególnych figur.
Wyraźnie pisał o tym Wojciech Sztaba, inspirująco zestawiając motyw kuszenia św. Antoniego z buddyjską przypowieścią o pasterzu i wole. Na treści pojedynczych obrazów zwracała też uwagę w swoich tekstach Anna Żakiewicz, stwierdzając, że często właśnie od muzealnika zwiedzający oczekuje spójnego wyjaśnienia, co dzieło przedstawia.
Gdy słyszymy o przemianie Jowisza w byka, to oczywistym skojarzeniem jest mit o porwaniu księżniczki fenickiej, Europy. Temat ten obecny jest w plastyce od antyku do współczesności; w 1948 r. trafił nawet na pięciomarkowy banknot Republiki Federalnej Niemiec, zaprojektowany przez Maxa Bittrofa (il. 2). Czy jednak słupski obraz rzeczywiście ilustruje ten mit? Swoje wątpliwości zaznaczyłam już dawno temu, pisząc, że być może mamy do czynienia z ilustracją innego mitu – tego o związku Jowisza z Io (z którą współżył, przyjmując postać byka – ogromny męski członek wyrastający z ciała zwierzęcia pozwala na taką interpretację).
Praca w regionalnym muzeum wielodziałowym obejmuje m.in. oprowadzanie widzów po wystawach stałych i czasowych. Nie sposób pominąć wtedy jedynego słupskiego obrazu formistycznego. Od dłuższego czasu nie dawało mi spokoju przedstawienie ptaka, nijak niepasujące do mitu o porwaniu Europy, a na dokładkę za każdym razem uporczywie przypominające o swojej obecności na obrazie – wyraźnie przecież widać dziób i oko. Są oczywiście bardzo rozbudowane ujęcia porwania Europy, np. w wersji zaproponowanej przez Rembrandta, ale skromna pod względem liczby bohaterów kompozycja Witkacego niekoniecznie odpowiada temu typowi przedstawienia (w którym temat mitologiczny zazwyczaj służy pokazaniu współczesnych strojów, architektury i innych elementów).
Mit o Io jest stosunkowo słabo znany. Zeus – jak to Zeus – zakochał się w pięknej Io (kapłance Hery Argiwskiej, jak podają niektóre wersje mitu). Chcąc ukryć ją przed okiem swej małżonki Hery, zamienił wybrankę w jałówkę. Jednak Hera nie byłaby sobą, gdyby zaufała zapewnieniom niewiernego małżonka, że ten nic do jałówki nie czuje, że właściwie to ona zupełnie mu się nie podoba. Poprosiła Zeusa, by podarował jej zwierzę – władca Olimpu nie miał wyjścia, i Io znalazła się w stadzie przy świątyni Hery w Argos. Hera nadal jednak nie czuła się spokojna, poprosiła więc stuokiego Argusa, by pilnował jałówki. Mógł on wypełniać zadanie przez całą dobę, gdyż połowa jego oczu zawsze czuwała, a połowa spała. Sytuacja ta na dłuższą metę była dla Zeusa nie do przyjęcia, nakłonił więc Hermesa do pomocy. Bóg kupców, złodziei, opiekun handlu, ale także przewodnik wiodący dusze do Hadesu, grą na instrumencie uśpił Argusa i ściął mu głowę.
Moment tuż przed krwawym wydarzeniem ukazany jest na rysunku Juliusa Schnorra von Carolsfelda (1794–1872), niemieckiego malarza związanego z nazareńczykami. Mamy tu prawie wszystkich bohaterów opowieści: Io, Zeusa (w towarzystwie orła), Argusa i Hermesa. Jak przystało na szacownego XIX-wiecznego twórcę, von Carolsfeld umożliwił łatwą identyfikację niemal każdej z postaci w rysunku dzięki dodaniu jej atrybutu lub ukazaniu w odpowiednim momencie. Hermes – w sandałach ze skrzydłami i w charakterystycznym kapeluszu – już nie gra na instrumencie (wedle relacji powinien to być flet, jednak instrument na rysunku to szałamaja), tylko przymierza się do zadania śmiertelnego ciosu. Nieprzeczuwający zagrożenia Argus śpi. Io iście cielęcym wzrokiem spogląda na Zeusa, który tym razem zstępuje z obłoków nie „w postaci chmury burzowej” i nie „w mroku”. Brakuje nam tu jeszcze jednej bohaterki tej opowieści mitologicznej – Hery. Odnajdziemy ją w obrazie Petera Paula Rubensa (1577–1640), gdzie zatroskana czule zdejmuje liczne oczy z odciętej głowy Argusa i umieszcza je na ogonie pawia – ptaka, który jest jej poświęcony.
Mity greckie i ich rzymskie redakcje przetrwały w wielu wariantach. Może warto tu dodać, że mit o Io wiąże się z porwaniem Europy. Otóż Io odzyskała postać ludzką dopiero nad Nilem, gdzie urodziła syna, Epafosa. Ten zaś poślubił Memfis, córkę Nilu. Z tego związku zrodziła się Libia (od niej wzięła swą nazwę kraina na zachód od Nilu). Libia została wybranką Posejdona, któremu urodziła dwóch synów. Jednym z nich był władca w Tyrze, Agenor, ojciec… Europy. Io jest zatem praprababką Europy.
W bazie danych londyńskiego Instytutu Warburga odnotowanych jest około 250 przedstawień Io i Argusa. I na pewno nie są to wszystkie obrazy, rysunki, grafiki i szkice poświęcone temu tematowi. Tak jak na pewno nie wszystko zostało powiedziane na temat słupskiego Jowisza…