„Odtwarzam wizję Witkacego malującego Kompozycję”.
Z Klaudiuszem Wesołowskim, reżyserem animowanego filmu krótkometrażowego "Miazmat", rozmawia Dorota Niedziałkowska

Dorota Niedziałkowska: Na 21. Ogólnopolskim Konkursie Interpretacji Dzieł Stanisława Ignacego Witkiewicza „Witkacy pod strzechy” zobaczyliśmy wymyśloną przez Ciebie, wyprodukowaną przez Platige Image animację komputerową Miazmat, inspirowaną malarstwem formistycznym Witkacego. Jak zaczęła się Twoja przygoda z tym artystą?

Klaudiusz Wesołowski: Uczyłem się w liceum plastycznym w Lublinie. Wszyscy interesowaliśmy się sztuką, kolega miał album z reprodukcjami prac Witkacego. Zacząłem podglądać, spodobało mi się, zacząłem czytać o tym autorze. Postać okazała się dla mnie fascynująca przez swoją osobowość, życie, przez bezkompromisowe podejście do sztuki. Fascynacja nieco osłabła na studiach, ale przyszedł czas, że nauczyłem się robić grafikę komputerową, co też mnie bardzo pasjonowało. Zawsze kiedy oglądałem obrazy Witkacego, miałem wrażenie, że są trójwymiarowe, mimo tego, co on sam pisał o Czystej Formie w malarstwie, że to płaskie plamy kolorów. Widziałem w jego dziełach przestrzeń i wyobrażałem sobie, że jest w nich ruch. Pomysł, aby zinterpretować obrazy trochę wbrew Witkacemu, siedział we mnie. 

Kaludiusz Wesołowski

Kompozycja z 1922 r.

D. N.: Postanowiłeś ożywić Kompozycję z 1922 r.

K. W.: Kiedy nie miałem jeszcze umiejętności 3D, byłoby to ekstremalnie trudno zrobić z wykorzystaniem technik lalkowych czy w rzeźbie. Kiedy nauczyłem się grafiki komputerowej, uznałem, że to idealne medium, by oddać nieuchwytne formy Witkiewicza. Na studiach i w liceum ćwiczyliśmy rysowanie modeli, robiliśmy zadania na zaliczenie. Kiedy skończyłem studia, stwierdziłem, że czas zrobić coś własnego. Chciałem dodać do kultury coś interesującego, pomysł na wprawienie w ruch obrazów Witkacego wydawał mi się najbardziej ambitny. Bardzo trudny, ale i najbardziej zwariowany. 

 

D. N.: Nawiązujesz nowoczesnymi środkami do XIX i XX-wiecznej tradycji inscenizowania obrazów przez aktorów i nieaktorów, Małgorzata Komza napisała o tym książkę pod tytułem Żywe obrazy. Dlaczego zainteresowała Cię akurat ta praca Witkiewicza?

K. W.: Wybrałem Kompozycję z 1922 r., bo tam odnalazłem ciekawe postacie. Zacząłem analizować to płótno, cały czas wbrew Witkacemu widziałem tam tzw. potwory. Zauważyłem, że to interesujące, że niebieski potwór ma cechy żeńskie, czerwony – męską siłę. Kolor czerwony jest kolorem Marsa, wojny, cała czerwona postać ma ostre kształty, głowa kojarzy mi się z kogutem, dziób również; męska jest też muskulatura ręki gnębiącej umęczoną głowę, która jest wciągana w wir. Charakter tych stworów podobał mi się. W trakcie analiz uznałem, że ten obraz ma największy potencjał, aby wprowadzić do niego narrację. Przez te charakterystyczne postacie był to obraz, którego kształt można było usprawiedliwić krótką fabułą. Wymyśliłem dlaczego te kształty mogły się ułożyć właśnie w ten sposób. 

Zacząłem eksperymentować i powoli tworzyć, interpretować kompozycję, wnikać głębiej w teorię Czystej Formy, czytać traktat Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia. Starałem się stworzyć nową jakość, ale ciągle zainspirowany Witkacym, jego teorią Czystej Formy i obrazem Kompozycja. 

D. N.: Ile godzin spędziłeś przed oryginałem w Muzeum Narodowym w Krakowie?

K. W.: Zero, bazowałem na bardzo precyzyjnej reprodukcji.

D. N.: W jakiej pracowni obroniłeś dyplom na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych? Specjalizowałeś się w rzeźbie? 

K. W.: Studiowałem na kierunku konserwacja i restauracja rzeźby kamiennej i elementów architektury. Na studiach uczyłem się rekonstruować dzieła sztuki z zachowanych elementów. Powstała wtedy we mnie idea, że mogę odtworzyć wizję Witkacego, którą miał w umyśle, malując Kompozycję albo o niej śniąc. Patrząc na ten problem z drugiej strony, kiedy mam jakiś pomysł na obraz, zazwyczaj w wyobraźni widzę dużo szczegółów, ale w trakcie realizacji wizja staje się uproszczona, bo nie potrafię przekazać wszystkiego, co znajdowało się w wyobraźni. W Miazmacie postanowiłem zastosować ideę inżynierii odwrotnej, zbudować precyzyjny ruchomy obraz, bazując na syntetycznych kształtach z obrazu Witkiewicza. Rekonstrukcja tej szczegółowej wizji jest praktycznie niemożliwa i właśnie dlatego wydawała mi się tak ekscytująca: dawała mi możliwość swobodnego eksperymentowania formą.

D. N.: Na ile to, co robiłeś w Miazmacie wiąże się z Twoim zatrudnieniem w Platige Image? 

K. W.: Pracuję na stanowisku senior character artist (starszy modeler postaci), w Platige Image mamy dosyć wąskie specjalizacje. Aby zrealizować moją ideę, musiałem nauczyć się całego procesu produkcji animacji. Chciałem mieć kontrolę nad tym, jak to będzie wyglądało. Kiedy Platige Image zaangażował się w produkcję Miazmatu, zostałem dyrektorem artystycznym, kierownikiem produkcji i reżyserem animacji. W realizacji mojej wizji pomagali mi inni, zawsze jednak mogłem wprowadzać zmiany i mieć decydujący głos. Dotykałem każdego etapu tworzenia filmu. Paradoksalnie najmniejszy wkład miałem w proces samego animowania, w animacji – aby dojść do perfekcji – trzeba szkolić się latami. Większość animowania wykonali nasi profesjonalni animatorzy z Platige Image, ja to nadzorowałem i kiedy było trzeba, nanosiłem małe poprawki. 

D. N.: Zacząłeś prace 6 lat temu?

K. W.: Początki to 2012 rok, etap interpretacji obrazu i robienia modeli. Do 2015 r. praca własna w domu, etap ciężki i trudny. Nie widziałem końca, ale miałem 100 niesamowitych pomysłów, jak to mogłoby wyglądać, co mogłoby się dziać. Nakład pracy był jednak niesamowicie duży. 

D. N.: Dwa tysiące godzin.

K. W.: Tak, właśnie tyle finalnie razem z realizacją Miazmatu. Pomógł mi „Witkacy pod strzechy”, który idealnie odpowiada temu, co robię. Konkurs zmotywował mnie do skończenia tego, co zacząłem robić, na takim etapie, jak to było możliwe. Robiąc animację sam, nie byłem w stanie zrealizować pełnego zakresu mojej wizji. Data wysłania zgłoszenia była konkretnym czynnikiem do sfinalizowania prac.

D. N.: Trzy lata temu pokazałeś animację Potwory Witkacego na słupskim konkursie. Zdobyłeś jedną z głównych nagród?

K. W.: II nagrodę ex aequo. 

D. N.: Cytując protokół z 2015 r.: „...Za niezwykle pracochłonne próby przełożenia Czystej Formy na język filmu”. Słupsk w pewnym sensie otworzył Ci drzwi do kariery. To prawda, że wtedy Twój pracodawca zdecydował się na współpracę nad tym projektem?

K. W.: Tak, ale nie szukałem sposobów zainteresowania mojej firmy. Nie chciałem budować swojego ego, wpuściłem animację do internetu, jeśli komuś się będzie podobała, to świetnie; ale nie robiłem promocji, nie podpisywałem się pod nią. Jak Banksy – ukrywałem się za dziełem sztuki. W Słupsku musiałem powiedzieć, że to ja ją stworzyłem. Informacja, że zrobiłem animację i dostałem nagrodę, rozeszła się mimochodem. Dowiedział się o tym Marcin Kobylecki, producent krótkich animacji w Platigeʼu. Stwierdził, że animacja ma potencjał i mu się podoba, że lubi Witkacego. Że warto byłoby dać temu...

D. N.: Odpowiedni rozmach.

K. W.: Tak, Platigeʼowy rozmach. Pomógł mi w tym, abyśmy mogli pracować nad moim pomysłem w Platige Image. To było znaczące. Nie oczekiwałem, że to zainteresuje kogoś w komercyjnej firmie, która ma zadanie zarabiać, gdzie robimy animacje, które się sprzedają. Byłem zaskoczony, że otrzymałem szanse zrealizowania swojego projektu w pełnej formie.

D. N.: Potwory Witkacego pokazywane w Słupsku w 2015 r. trwały...? 

K. W.: Minutę. Teraz Miazmat ma 4 minuty. Dla wielu ludzi to może być za mało, ale ja wychodzę z założenia, że liczy się jakość, nie ilość. Nie lubię, kiedy animacje nudzą. Długie, w których się nic nie dzieje, wyłączam lub przewijam. Chciałem, żeby to było krótkie i intensywne przeżycie. Podpowiadała mi to też estetyka projektów, które robimy w Platige. Dużo naszych animacji promuje gry komputerowe, które muszą się podobać i zdobyć uznanie milionów młodych ludzi. Nie wydłużałem i skupiłem się na jakości. Chciałem również odciąć się od schematów produkcji animowanych typu historia z morałem, jedna postać, która idzie przez świat i czegoś doświadcza. Witkacy jest oryginalny, dzięki temu animacja staje się taka.

D. N.: Ile czasu pracowałeś na jedną minutę animacji? Jeżeli podzielimy 6 lat na 4 minuty, wygląda to dość dramatycznie.

K. W.: Można przyjąć, że w przybliżeniu robiłem minutę animacji w jeden rok. To jest cholernie ciężka praca, aby uzyskać taką jakość. Nieskromnie to zabrzmiało. Trzyminutowe animacje firma taka jak Platige Image produkuje w kilka miesięcy w zespole około 50 osób. Osoba pracująca w pojedynkę musi rozłożyć realizację takiego projektu na lata pracy.

D. N.: Ilu kolegów pracowało z Tobą?

K. W.: Miałem pomoc dużej liczby osób, ale ilu – nie policzyłem. Miazmat powstawał między większymi projektami, więc czasem ktoś miał wolny dzień lub dwa i wtedy pracował ze mną. Dysproporcje nakładu pracy poszczególnych osób były ogromne i sama liczba nazwisk w napisach nie mówi za dużo, tylko tyle, ile osób było zaangażowanych w projekt. 

D. N.: A Ty sam mogłeś cały czas zajmować się filmem?

K. W.: Miałem kilka miesięcy na finiszu, aby skończyć projekt. Większość czasu jednak pracowałem po godzinach, przez 8 godzin robiąc co innego, a potem jeszcze kilka godzin do nocy; wracałem do domu około północy.

D. N.: Kiedy skończyliście prace nad filmem?

K. W.: 15 lutego 2018 r. Taką datę miałem na ostatnim pliku wysyłanym na festiwale. Pracowałem do końca, do ostatniej chwili, byłem wtedy perfekcjonistą. Mam poczucie, że to moje opus magnum, mój główniak.

D. N.: Dlaczego zmieniłeś tytuł na Miazmat?

K. W.: Tytuł starszej animacji Potwory Witkacego, był zbyt infantylny i za dużo mówił od razu, potrzebowałem czegoś bardziej nieoczywistego. Moja animacja bazuje na zagadkach, nic tam nie jest powiedziane wprost. Jest zatem kilka powodów, że zdecydowałem się na Miazmat. Podpowiedział mi to słowo Przemek Pawlak. Tytuł ostatniej, zaginionej sztuki Witkacego z 1939 r. Ja rekonstruuję wizję twórcy Szkiców estetycznych, jego myśli podczas malowania. Rekonstruuję więc coś tak samo zaginionego – jak ostatnia sztuka Witkacego. Poza tym spodobało mi się samo znaczenie tego słowa.

D. N.: Miazmaty to trujące wyziewy. 

K. W.: Przez niektórych sztuka Witkacego może być określana jako zepsuta, nieprzedstawiająca – to kolejny trop. To, co zrobiłem, nie ma morału, nie próbuje przekazać, żadnej złotej myśli. Miazmatem chciałem raczej zadziwić, wprowadzić widza w określony nastrój. Trzeci powód to wizualny aspekt animacji. Z jednej strony inspirowałem się Witkacym i jego malarstwem, z drugiej – światem natury, rafy koralowej i istot, które tam żyją. W podwodnym świecie jest dużo pływających cząstek, płynna materia. Pod tym względem „miazmat” też mi pasował. 

D. N.: Patrzymy na akt kreacji, potwory, które animujesz, stają się na naszych oczach.

K. W.: Z tym można połączyć ideę samorództwa. Ludzie kiedyś wierzyli, że myszy rodzą się z brudu. Potwory mogły powstać z barwnej płynnej zawiesiny pełnej mikroorganizmów. Bardzo dużo pracowałem nad pyłkami pływającymi w tej zawiesinie, starałem się, aby była kolorowa, ciekawa; taki sos, w którym wszystko jest zamknięte. Poza tym słowo „miazmat” praktycznie nie pojawia się już w języku polskim, przez archaiczność staje się łatwe do zapamiętania, rozpoznawalność jest istotna w promocji animacji. Podobało mi się jego brzmienie.

D. N.: Pierwsze, co zrobiłam po obejrzeniu Twojego filmu, to powrót do obrazu i identyfikacja postaci na płótnie Witkacego. Najtrudniejszy wydawał mi się lewy górny róg kompozycji, w którym kształty dwóch stworów nie są wyodrębnione, partia z czerwonym potworem z witką promieni...

K. W.: To mątwa.

D. N.: Stworzenie tych postaci jako pełnoplastycznych wymagało wiele inwencji. Ponadto tworzenie hiperrealistycznych detali. Porozmawiajmy jeszcze o poszczególnych postaciach: szczurkowate stworzonko ze splecionymi łapkami...

K. W.: To kapłan. Tak go nazwałem ze względu na gest dłoni, ze złożonymi dłońmi na obrazie widzimy go pod mątwą. Była to trudna postać, wydłużone uszy tego stwora Witkacy namalował, jakby były w ruchu, w kilku pozycjach [tak jak robili futuryści, malując np. biegnącego psa z kilkudziesięcioma łapkami – przyp. red.]. Dizajn postaci jest zwariowany.

D. N.: Co było dla Ciebie najtrudniejsze w ożywieniu Kompozycji?

K. W.: Właśnie interpretacja płaskich stworów Witkacego. To był poważny problem artystyczny: jak płaskie kształty mają wyglądać w trzecim wymiarze. Musiałem podejmować decyzje, czy np. ten potwór ma futro. Wymagało to ode mnie wielu prób. Budowałem modele, potem mówiłem sobie: „nie, jednak mi się nie podoba, może coś zmienię, dodam struktury czy faktury ze świata zwierząt”. Robiąc research wśród istniejących na świecie dziwnych zwierząt (ryb podwodnych, ślimaków, koralowców), uznałem, że kształty malowane przez Witkacego są wręcz zwykłe w zderzeniu z tym, co zrodziła natura. Możemy spotkać bardzo nietypowe, amorficzne kształty, które są prawdziwymi zwierzętami. Chciałem połączyć estetykę Czystej Formy z realistycznym wyglądem, strukturami, kolorami, oświetleniem. Same kształty abstrakcyjne nie robią już na ludziach, po wszystkich nurtach nowoczesnych, wrażenia.

D. N.: Witkacy w Nowych formach w malarstwie... pisał, że nadanie masom kompozycyjnym w abstrakcyjnym obrazie postaci figur, zwierząt, roślin pozwala oznaczyć jednoznacznie napięcia kierunkowe. Czym dla Ciebie w trakcie pracy stała się Czysta Forma? Czy ją zrozumiałeś?

K. W.: Nie śmiałbym powiedzieć, że ją zrozumiałem dokładnie, wniknąłem w nią bardziej niż wcześniej. Nauczyłem się też trochę filozofii, idei jedności w wielości i uczuć metafizycznych. To kolejne odkrycie, jak filozofia Witkacego wpływała na jego malarstwo. 

D. N.: Gdzie dopatrzyłeś się wątku z monetą, która tak pięknie wiruje podrzucana? 

K. W.: Złoty czy żółty kształt w dłoni niebieskiego potwora uznałem za monetę. Czytałem wtedy Nowe formy... Na krążku monety z jednej strony umieściłem diagramy przedstawiające teorię tworzenia Czystej Formy, z drugiej praktykę...

D. N.: Musisz ujawnić więcej, co i dlaczego pojawia się w animacji.

K. W.: Chciałem zachęcić widza, aby sięgnął do traktatu, przeczytał, choćby zobaczył ryciny. Koliste rysunki na monecie pokazują, jak artysta tworzy dzieło: w środkowym okręgu jest uczucie metafizyczne, one są zmieszane z uczuciami życiowymi (kolejny krąg), które potem są przetwarzane przez inteligencję (ostatni krąg). Z drugiej strony krążka są praktyczne przykłady tworzenia kompozycji Czystej Formy. W animacji Czysta Forma jest więc nie tylko w tym, jak są zbudowane ujęcia czy jak dobrałem kolory, a film był inspirowany obrazem: są tam bezpośrednio pokazane cytaty z Nowych form w malarstwie... To nagroda dla tych, który wiedzą więcej. Uwielbiam sztukę atrakcyjną powierzchownie, interesującą formalnie, ale która ma jednocześnie drugie dno. Część widzów nie potrzebuje niczego więcej. Drugie dno jest dla zainteresowanych, dla znawców. Chciałem, żeby w mojej animacji można było coś odkryć. Są tam też trzy kwiaty... 

D. N.: Wątek wąchania kwiatów nadaje liryzmu walce sił tworzących potwory. 

K. W.: Kwiaty nie są przypadkowe, jak wyglądają i jakie mają barwy. To jest nawiązanie do kogoś, kto miał coś wspólnego z Witkacym. Jeżeli ktoś skojarzy te dwa fakty, to może to być niesamowite przeżycie. Nie wiem, czy ktokolwiek tego doświadczy... 

D. N.: Pomóż naszym czytelnikom i zdradź więcej.

K. W.: W Encyklopedii polskiej psychodelii, którą napisał Kamil Sipowicz, znajduje się rozdział o Witkacym. Na jego pierwszej stronie jest mowa o tym, że Witkiewicz, tak jak inny autor, zażywał narkotyki i pisał o tym, i ten inny autor tu występuje... Nie zapożyczyłem tego nawiązania z książki Sipowicza, to było swobodne skojarzenie pewnych faktów. 

Kształt potwora, który się wykluwa, nie jest przypadkowy, tak samo jak formy planktonu są inspirowane elementami obrazów Witkacego. Animację trzeba zobaczyć więcej niż raz, jeśli chce się ją lepiej zrozumieć. Zostawiam jeszcze trochę niespodzianek widzom.

D. N.: Od początku kierowałeś się cytatem, który przyjąłeś jako motto: „Sztuka jest ucieczką, najszlachetniejszym narkotykiem, mogącym przenieść nas w inne światy bez złych skutków”?

K. W.: Trafiłem na niego później, ale ten cytat bardzo dobrze usprawiedliwia to, co zrobiłem. Nie każdy chce ryzykować zdrowie czy inteligencję, by doświadczyć czegoś innego. Moja animacja daje widzom nowe światy i nowe doznania. Chciałbym, żeby widzowie po jej wyłączeniu byli wstrząśnięci, zdziwieni, jak pisał Witkacy, aby mieli poczucie, że obudzili się ze snu; zobaczyli coś, czego nigdy w życiu nie widzieli.

D. N.: Opowiedz o tym, gdzie pokazywany był Miazmat. Czy nominacja SIGGRAPH Computer Animation Festival w Vancouver była najważniejsza?

K. W.: Sierpniowy SIGGRAPH był dużym wydarzeniem, choć nie dostałem tam żadnej nagrody. Ten festiwal to największa konferencja branżowa o grafice komputerowej na świecie, organizowana w USA i Kanadzie. Pokazuje się tam najważniejsze firmy, są tysiące zwiedzających. W konkursie Electronic Theatre moja animacja była wyświetlana obok prac światowych producentów, jak Pixar, DreamWorks i Blur Studio. Mogę pocieszać się, że animacja Pixara też nie dostała nagrody. Fakt, że mój film był prezentowany wśród produkcji najwyższych lotów, to dla mnie olbrzymie wyróżnienie. 

D. N.: We wrześniu na London-X4 Short Film Festival Miazmat zdobył nagrodę w kategorii Best Film Originality. Czy londyński festiwal był powiązany z amerykańskim lub z łódzkim Promised Land Art Festival?

K. W.: W pewien kuriozalny sposób SIGGRAPH łączył się z Promised Land. Liczyłem na większy odzew polskich festiwali, w tym roku wysłałem zgłoszenia na kilka większych, dopiero niedawno dostałem się na międzynarodowy Etiuda&Anima w Krakowie. Byłem zdziwiony odmowami, bo Witkacy jest znany w Polsce, tu zainteresowanie moim filmu powinno być największe. Okazało się jednak, że nieznający Witkacego uczestnicy festiwalu SIGGRAPH docenili mnie bardziej niż Polacy. Dyrektor artystyczny Larry Bafia zachwycił się Miazmatem. Zaproszono go na polski Promised Land Art Festival i pokazał tam moją animację. Amerykanin przywiózł polską animację do Polski i zrobił polską premierę – dosyć kuriozalna sytuacja.

D. N.: Chciałam zapytać jeszcze o Animago Award & Conference.

K. W.: Jestem tam nominowany do nagrody publiczności Jury Choice. Miazmat wraz z dwiema animacjami z Hiszpanii i Tajwanu walczy o tę statuetkę. Decyzja zostanie ogłoszona na gali festiwalowej w przyszły czwartek w Monachium. Wybieram się tam i będę bardzo podekscytowany. 

D. N.: Miazmat dopiero zaczyna zdobywać nagrody, a Ty – podróżować po świecie.

K. W.: Będę jeszcze w Japonii. To będzie osobny SIGGRAPH Asia (The 11th ACM SIGGRAPH Conference and Exhibition on Computer Graphics and Interactive Techniques) w Tokio na początku grudnia. Mam nadzieję, że azjatycka wrażliwość jury pozwoli docenić Witkacego. 

D. N.: Dziś wieczorem ogłoszony zostanie werdykt 21. „Witkacego pod strzechy”. 

K. W.: Cieszę się, że mogłem wrócić na konkurs, który mnie wypromował.

D. N.: Jeżeli chcemy dowiedzieć się, na jakim festiwalu aktualnie wyświetlany jest Miazmat, powinniśmy śledzić profil MiazmatShort na Facebooku...

K. W.: Polecam i proszę o „lajkowanie”. Na pewno będę pokazywał coraz więcej, jak powstawała animacja, od kuchni. Mam nadzieję, że na wiosnę 2019 r. uda się przygotować premierę internetową i każdy będzie mógł obejrzeć mój film. 

D. N.: Czy chcesz jeszcze o czymś powiedzieć naszym czytelnikom? 

K. W.: Chciałbym ożywić inny, kolejny obraz Witkacego.

D. N.: Najbardziej na czasie byłoby Rąbanie lasu. Dziękuję za rozmowę. 

Słupsk, 20 października 2018 r.

 

Wszystkie kadry z animacji Miazmat dzięki uprzejmości Klaudiusza Wesołowskiego i Platige Image. 

Podziel się z innymi