Tatiana Dorofiejewa, w zbiorach Archiwum UW.

Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego pełne jest prac magisterskich, o których istnieniu zwykle nie pamięta nikt poza ich autorami. A sytuacja, gdy autor ze swoim magisterium zostaje zapamiętany i na trwałe wpisany w jakiś segment wiedzy naukowej, zdarza się nadzwyczaj rzadko. Takim przypadkiem jest Tatiana Dorofiejewa, której nazwisko przywoływane jest w każdym niemal tekście dotyczącym rosyjskiego fragmentu biografii Witkacego, a fraza o jego wstąpieniu „do batalionu zapasowego przy lejb gwardii pułku pawłowskiego, z którego to pułku najbardziej uzdolnione do służby wojskowej osoby pochodzenia szlacheckiego kierowano do pawłowskiej szkoły oficerskiej – kuźni kadr carskiego pułku lejbgwardii”, zaczerpnięta przez Annę Micińską z pracy Dorofiejewej, powtarzana była przez witkacologów jak mantra przez wiele lat i nadal pojawia się u rozmaitych autorów, choć z rzeczywistością wiele wspólnego nie ma.
W styczniu 1976 r. studentka Uniwersytetu Warszawskiego, Dorofiejewa, obroniła na Wydziale Polonistyki pracę magisterską pt. Pobyt Stanisława Ignacego Witkiewicza w Rosji i wpływ tego okresu na jego twórczość. Profesor Roman Taborski, pod którego kierunkiem praca została napisana, w arkuszu recenzenckim ocenił ją następująco:

Recenzja prof. Romana Taborskiego, w zbiorach Archiwum UW.

Autorka jest Rosjanką, obywatelką Związku Radzieckiego, przebywającą na studiach w Polsce. Odnalazła ona w Archiwum wojskowo-historycznym w Moskwie i wykorzystała w swojej pracy dokumenty pułku carskiego, w którym Witkacy służył podczas pierwszej wojny światowej. Poznanie tych dokumentów umożliwiło uściślenie i uporządkowanie naszych wiadomości o tym ważnym w życiu pisarza okresie. Poza tym autorka omówiła wpływ pobytu w wojsku rosyjskim na ukształtowanie się poglądów i przyszłej twórczości Witkacego. W ten sposób omawiana praca wnosi i nowe materiały, i nowe propozycje interpretacyjne do naszej bogatej już pod względem ilościowym „witkacologii” .

Nowatorski aspekt pracy podkreślił także drugi recenzent – przy okazji uparcie nazywający Stanisława Ignacego Witkiewicza poetą – prof. Tadeusz Sivert:

Recenzja prof. Tadeusza Siverta, w zbiorach Archiwum UW.

Praca jest interesująca. Jej walory to pewien drobny wkład do słabo znanego okresu życia poety, próba wykazania wpływów pobytu w Rosji na jego malarstwo, traktaty teoretyczne o sztuce, powieść i dramat. […] Wykorzystano trudno dostępne źródła na terenie ZSRR, co wzbogaciło wiedzę o życiu Witkiewicza na terenie Rosji w okresie I wojny światowej. […] Niektóre wiadomości o pobycie poety w Rosji stanowią pierwsze źródło do biografii.

W arkuszu wypełnionym przez Taborskiego znajdujemy jeszcze jedną dodatkową uwagę: „Ze względu na wprowadzenie nowych, nieznanych dotychczas materiałów tekst omawianej pracy powinien być udostępniony polskim badaczom twórczości Witkacego”. Tak też się stało i praca magisterska Dorofiejewej trafiła do witkacologów, a konkretnie w ręce Micińskiej, która – choć nie bez irytacji – odwołała się do jej ustaleń w kronice Życie Stanisława Ignacego Witkiewicza w latach 1885–1918:

Niestety – młoda polonistka wydaje się nie w pełni potrafiła wykorzystać archiwalne materiały, do których – jak dotąd jedyna miała dostęp. Większość przytoczonych w jej pracy informacji nie jest niestety dosłownymi cytatami z dokumentów, jakie miała w swych rękach, lecz wyimkami zrelacjonowanymi „własnymi słowami” – i te jednak w obecnej sytuacji muszą nam wystarczyć za „źródła” .

Istotnie, Dorofiejewa bardzo skromnie wykorzystała archiwalia, do których otrzymała dostęp, ale sam fakt, że taki dostęp uzyskała, zakrawał wówczas na prawdziwy „cud św. Witkacego”.
Moskiewskie Centralne Państwowe Archiwum Wojskowo-Historyczne (tak wówczas się ta placówka nazywała) mieściło się w dawnej rezydencji Katarzyny II, zwanej też Pałacem Gołowina lub Pałacem Lefortowskim . Po rewolucji bolszewickiej, gdy stolicę Rosji przenoszono do Moskwy, w jednym ze skrzydeł tego gigantycznego kompleksu nad rzeką Jauzą zgromadzono wszystkie archiwalia carskiej armii. W czasach stalinowskich archiwum pozostawało całkowicie niedostępne dla badaczy, a jego głównymi użytkownikami byli funkcjonariusze NKWD szukający w nich śladów antybolszewickich spisków i materiałów kompromitujących „wrogów Kraju Rad”. W latach 60. zbiory archiwalne, w miarę uporządkowane i skatalogowane, stały się dostępne, ale na szczególnych zasadach. Korzystać z archiwum mogli jedynie naukowcy specjalnego zaufania za pisemną zgodą dwóch wydziałów Komitetu Centralnego KPZR – Wydziału Ideologii i Nauki oraz Wydziału Wojskowego. Na kopiowanie, przepisywanie i sporządzanie notatek z dokumentów wymagana była osobna zgoda. Takie zasady – jak wyjaśniał mi w 1988 r. Władimir Tarasow, ówczesny dyrektor Oddziału Spraw Zagranicznych w Głównym Zarządzie Archiwów przy Radzie Ministrów ZSRR, późniejszy dyrektor Rosyjskiego Państwowego Archiwum Wojskowego – obowiązywały do końca epoki breżniewowskiej.
Dość długo miałem głębokie przekonanie, że Dorofiejewa nie widziała archiwaliów Pawłowskiego Pułku na oczy. Sądziłem, że jakimś sposobem otrzymała notatkę opisującą zawartość akt. Sam w 1986 r. – dzięki wojskowej protekcji – otrzymałem od rosyjskiego generała Iwana Liutowa taką notatkę z sygnaturami dokumentów dotyczących Witkacego i opublikowałem ją w dwumiesięczniku „Sztuka” . Ale gdy w końcu lat 80. dostałem te archiwalia (4 grube teki) do rąk, na karcie ewidencyjnej zobaczyłem nazwisko Dorofiejewej. Była pierwszą czytelniczką tych akt i korzystała z nich jeden dzień! Drugi na karcie był podpisany Liutow. Nie bez satysfakcji wpisałem swoje nazwisko na trzecim miejscu. Ale to było w 1988 r., już w czasie gorbaczowowskiej pieriestrojki.
Jakim sposobem w 1975 r., w breżniewowskim mroku, młodziutka studentka otrzymała zgodę na wejście do tak starannie chronionego archiwum? Kto wydał jej pozwolenie na robienie notatek? Jakiś czas temu rozmawiałem o tym z Januszem Deglerem. Profesor pamiętał anegdotyczną opowieść, być może pochodzącą od Taborskiego. Otóż Dorofiejewa nie miała zgody na notatki. Co jakiś czas więc wychodziła do toalety i tam szybko zapisywała, co wyczytała w dokumentach. Czuwający nad salą czytelni archiwista, rozdrażniony ciągłym wychodzeniem młodej czytelniczki, upomniał ją surowo. „Jeśli, towarzyszko, macie kłopoty z żołądkiem, to idźcie do domu i wróćcie, jak będziecie zdrowa” – tak to mogło wyglądać w ówczesnej eleganckiej stylistyce.
Z tej rozmowy wynikł pomysł, by spróbować odszukać w Rosji Dorofiejewą. Wici rozesłane po rozmaitych rosyjskich znajomych nie przyniosły jednak rezultatu. Pytania zamieszczane na internetowych forach pozostały bez odpowiedzi. W domu przy bulwarze Matrosa Żeleźniaka w Moskwie, który podawała jako adres prywatny, dawno zmienili się lokatorzy wszystkich mieszkań i w 2019 r. o Dorofiejewej nikt nic nie wiedział.
Rozmawiałem z kilkoma osobami z jej rocznika na polonistyce, gdzie studiowała w latach 1970–1976. Też nikt jej nie pamiętał. Może dlatego, że mieszkała w akademiku przy ulicy Smyczkowej, gdzie większość stanowili studenci spoza Polski. Praktycznie studiowała tylko trzy lata – na początku 1974 r. wzięła urlop dziekański z ważnych powodów osobistych. Wróciła do Warszawy w styczniu 1976 r. na kilkanaście dni, z gotową już pracą magisterską, a po obronie natychmiast wyjechała, ponieważ w Moskwie pod opieką matki i męża zostawiła malutkie dziecko.
Wygląda na to, że nie poznamy sposobu, w jaki Dorofiejewa dostała się do tajnego moskiewskiego archiwum i nie dowiemy się, jak sporządzała swoje wyimki z dokumentów zrelacjonowane „własnymi słowami”. A przecież przez dekadę, a nawet dłużej, służyły one za istotne źródła do opisu rosyjskiej biografii Witkacego.
Na podstawie jej akt studenckich możemy jednak zbudować całkiem prawdopodobną hipotezę. Na Uniwersytet Warszawski przyjęto Dorofiejewą 1 grudnia 1970 r. z rekomendacji władz centralnych PRL.

W związku z prośbą Ambasady Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich Ministerstwo Oświaty i Szkolnictwa Wyższego uprzejmie prosi o przyjęcie na rok 1970/71 bez egzaminu wstępnego na I rok studiów względnie wyższy w zależności od odbytych za granicą studiów, potwierdzonych odpowiednimi dokumentami na Wydział Filologii Polskiej i Słowiańskiej obywatelki ZSRR Tatianę Władimirowną Dorofiejewą.
W/w przysługuje przydzielenie miejsca w Domu Studentów za odpłatnością 25 zł miesięcznie i umożliwienie nabycia karty stołówkowej na zasadzie pełnej odpłatności. Stypendium na utrzymanie będzie wypłacała Ambasada ZSRR .

Dołączone do jej podania świadectwo ukończenia szkoły średniej przy Ambasadzie ZSRR w Warszawie pokazuje, że była uczennicą bardzo dobrą, ale w odróżnieniu od większości uczniów tej szkoły jako języka obcego uczyła się nie polskiego, lecz angielskiego. Zatem wybór polonistyki na kierunek studiów świadczy, że język polski – najwyraźniej w stopniu całkiem dobrym – opanowała już wcześniej. W czasach PRL na warszawskich uczelniach wyższych studiowało sporo młodych Rosjan – dzieci dyplomatów i pracowników rozlicznych instytucji i agend, a także Armii Radzieckiej.
Rodzice Dorofiejewej – ojciec Władimir „pracownik umysłowy” i matka Nina „nauczycielka” (w żadnym dokumencie nie ma jej panieńskiego nazwiska), jak podała ona w swojej ankiecie – najwyraźniej nie pracowali i nie mieszkali w Warszawie, gdyż wówczas ambasada nie zabiegałaby o miejsce dla niej w akademiku. Degler słyszał, że była córką oficera sowieckiego z Północnej Grupy Wojsk Radzieckich w Legnicy. Ale wtedy zapewne podjęłaby studia we Wrocławiu, a nie w odległej Warszawie.
Była urodzoną moskwianką, a jej dom przy bulwarze Matrosa Żeleźniaka leżał w dzielnicy Koptiewo. To szczególna dzielnica. W czasach ZSRR mieściły się tam biura konstrukcyjne i laboratoria MiG-a, Suchoja, Tupolewa i Jakowlewa – głównych firm lotniczych produkujących samoloty wojskowe. Władze chętnie przydzielały tam kwatery rodzinom wojskowych i funkcjonariuszy specsłużb wszelkiego autoramentu.
Generałowi Mieczysławowi Dachowskiemu ze Sztabu Generalnego WP zawdzięczam informacje o pułkowniku Dorofiejewie, z którym polscy wojskowi w latach 70. spotykali się na ćwiczeniach poligonowych, a także podczas rozmaitych narad sztabowych. Dachowski zapamiętał, że ów pułkownik nieźle rozumiał język polski, ponieważ jego żona miała mieć polskie korzenie. Sowiecki pułkownik rezydował w ośrodku łącznościowym Układu Warszawskiego w Rembertowie. Obiekt, zamknięty dla Polaków i pilnie strzeżony, był też bazą rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, a przebywający tam wojskowi byli skoszarowani i mieszkali bez rodzin. Wpływowi oficerowie GRU ściągali z ZSRR swoje dzieci, umieszczali je w internacie przy szkole prowadzonej przez Ambasadę ZSRR i potem załatwiali im studia na polskich uczelniach.
Być może taką właśnie drogą Dorofiejewa trafiła na Uniwersytet Warszawski? Być może to przez protekcję ojca z GRU dostała wstęp do czytelni moskiewskiego Archiwum Wojskowo-Historycznego i mogła przeczytać akta Pawłowskiego Pułku? Te akta to dla biografów Witkacego prawdziwy skarb. To od Dorofiejewej dowiedzieliśmy się, że ten skarb istnieje i gdzie go należy szukać.

Artykuł jest skrótem referatu wygłoszonego podczas konferencji naukowej Kobiety z Witkacym w tle zorganizowanej przez Instytut Witkacego oraz Katedrę Edytorstwa i Literatury Polskiej Instytutu Literaturoznawstwa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w dniach 20–21 stycznia 2022 r.

Podziel się z innymi