Małgorzata Vražić

Tekst ten został pierwotnie wygłoszony w formie referatu (wraz z pokazem multimedialnym) na międzynarodowej konferencji Treći Malićevi dani (Trzecie Dni Zdravka Malicia), zorganizowanej przez Katedrę Języka i Literatury Polskiej Wydziału Filozoficznego w Zagrzebiu w październiku 2015 r. Ukazał się drukiem w nieco innej wersji, pod chorwackim tytułem Očevi i sinovi umjetnosti, w tomie pokonferencyjnym Witkacy i drugi. Zagrebački polonistički doprinosi / Witkacy i inni. Zagrzebskie przyczynki polonistyczne, red. D. Blažina, Đ. Čilić Škeljo, Zagrzeb 2016, s. 57–76.

Witkiewiczowie ojciec i syn

Każda relacja pomiędzy artystami jest czymś niezwykłym, oryginalnym i niepowtarzalnym, ale komplikuje się, jeśli łączą ich więzy pokrewieństwa tak bliskie jak ojca i syna. Bohaterem tego tekstu jest Stanisław Ignacy Witkiewicz – Witkacy (1885–1939) i jego artystyczna relacja z ojcem Stanisławem (1851–1915), ukazana w określonym kontekście, a mianowicie na tle innych „konstelacji” artystycznych między ojcami i synami: Kossaków, Malczewskich czy Pissarrów. Wydaje się, że pozwoli to zweryfikować pewne ustalone, choć nie zawsze słuszne przekonania dotyczące Witkiewiczów, jak również niejako uwypuklić, unaocznić ważne aspekty tej relacji i zobaczyć ją w nieco innych barwach. W polskiej kulturze Witkiewiczowie nadal są postrzegani przez pryzmat kontrastu, różnic osobowościowych, mentalnych, artystycznych, generalnie więc prawie wyłącznie przez pryzmat trwającego między nimi konfliktu, a to fałszuje obraz tej relacji. Otoczono ich legendą: Witkiewicza białą, Witkacego czarną, która obu nie wyszła na dobre. Słowem: świecki święty kontra demoniczny Mahatma, ewentualnie wariat z Krupówek. Owe legendy wpłynęły istotnie na recepcję ich tw.rczości, ocenę wzajemnych relacji i biografii. W literaturze przedmiotu, we wspomnieniach znajomych postrzegano Witkiewiczów oddzielnie, nie szukano miejsc wspólnych ich myśli, koncepcji itp. Witkiewicz ojciec utrwalił się w świadomości zbiorowej prawie wyłącznie jako człowiek instytucja i autorytet. W rodzinie bywał nazywany Aniołem, i tak pół żartem, pół serio podpisywał się czasem w listach. Po jego śmierci pisano o nim jak o nauczającym Sokratesie, „doskonałym człowieku […] bez uchybień”, „jednym z najpierwszych w narodzie”, duchowym wodzu, człowieku wręcz świętym. Rzeczywiście Witkiewicz wybrał taką rolę, sam mówił o sobie jako o proroku stylu zakopiańskiego. Niewątpliwie był też, podobnie jak wielu XIX-wiecznych, idealistą; nie szukał taniego poklasku, finansowych profitów, bezkompromisowo walczył o swoje poglądy i przekonania, budował swój autorytet przez wiele lat. Trudno przecenić jego zasługi dla kultury polskiej, ale to wszystko sprawiło, że w efekcie monumentalny pomnik przysłonił człowieka żywego, człowieka z krwi i kości. Z tego powodu (choć to powód nie jedyny, ale i nie błahy) postać Witkiewicza wydaje się nam tak odległa od naszych czasów, nadmiernie wyidealizowana, nieprawdopodobna psychologicznie i nieczytelna. Tymczasem Witkiewicz ojciec nie zawsze był postacią „jasną”. Chociaż mentalnie i duchowo przynależał do XIX w., to jego osobność była zdecydowanie bardziej wielowymiarowa; również nie zawsze słusznie posądza się go o konserwatyzm.

Z Witkacym jest odwrotnie, przylgnęła do niego opinia narkomana, alkoholika, psychicznie niezrównoważonego, podejrzanego dziwoląga. Nie zawsze traktowano go poważnie. Nowy szlak interpretacyjny wskazała Maria Korniłowiczówna (wnuczka Henryka Sienkiewicza, tłumaczka i pisarka), która wyjątkowo trafnie zauważyła, że „tych dwóch Witkiewiczów nie można traktować rozłącznie”. Istotny w tej kwestii jest też artykuł Janusza Deglera „Witkacy – wychowawca narodu”, w którym autor ukazuje inną, mniej znaną twarz Witkacego oraz paralele postaw obu Witkiewiczów społeczników. Witkacy po latach nie tylko przyznał, iż swoje idee estetyczne, dotyczące Czystej Formy wypracował podczas licznych dyskusji z ojcem, ale też w Narkotykach, czy w Niemytych duszach wszedł w rolę swoiście rozumianego wychowawcy i moralizatora. Szczęśliwie  powstaje obecnie coraz więcej publikacji, które traktują Witkiewiczów łącznie, konfrontują ich projekty artystyczne, strategie kulturowe i postawy w sposób bardziej obiektywny. Ukazał się np. album autorstwa Stefana Okołowicza: Anioł i Syn. 30 lat dialogu Stanisława i Stanisława Ignacego Witkiewiczów. Ojciec i syn Witkiewiczowie to doprawdy przypadek szczególny w historii kultury polskiej. Ich relację można rozpatrywać na tak wielu płaszczyznach: rodzinnej – jako dialog międzypokoleniowy, pedagogicznej – jako historię i autorską koncepcję wychowania, psychologicznej – jako konflikt dwóch osobowości, artystycznej – jako pełne wielokierunkowych napięć spotkanie dwóch indywidualności twórczych i kulturowej – jako spotkanie dwóch uniwersów, dwóch (nie zawsze sprzecznych ze sobą) sposobów postrzegania, rozumienia polskiej kultury. Którąkolwiek z wymienionych płaszczyzn poddalibyśmy analizie, za każdym razem będziemy mieli do czynienia z czymś niesłychanie intensywnym, wyrazistym, co nieraz wprawi w zakłopotanie i wymknie się oczywistej ocenie. Witkiewiczów po prostu nie da się łatwo zaszufladkować, zamknąć w ramach jakiegoś określonego i raz na zawsze zamkniętego systemu estetycznego, artystycznego czy pedagogicznego. Przypadek Witkiewiczów jest szczególny, gdyż ich życie splatało się niezwykle ściśle nie tylko węzłem rodzicielsko-synowskich uczuć, ale i węzłem sztuki. Mówiąc o Witkiewiczach, trzeba wyróżnić kilka kwestii. Ojcostwo Witkiewicza było pod wieloma względami nietypowe, eksperymentalne i charakterystyczne dla artysty-ideowca, który znaczną część praktycznych obowiązków życia scedował na żonę oraz inne otaczające go opieką i podziwem kobiety (siostry i Marię Dembowską). Sam poświęcił się sztuce, krytyce artystycznej, projektował kolejne budowle w stylu zakopiańskim, za które zazwyczaj nie pobierał honorariów. Stanisław Ignacy nie chodził do szkoły, ponieważ ojciec wierzył w ideę indywidualnego rozwoju, nie uznawał szkoły jako instytucji „stadnego” nauczania, szkodliwego dla uczącego się, czy adepta sztuki.

Jego syn, jak podkreślają badacze przedmiotu, miał swobodę przy wyborze zainteresowań, a jednak w dużej mierze była to swoboda w ramach wyznaczonych przez ojca. Witkiewicz wszedł w rolę wychowawcy tak głęboko, iż chciał widzieć w synu realizatora swoich teorii o sztuce, chciał rozwijać jego talent malarski wyłącznie w kierunku realizmu i naturalizmu.

O malarstwo byłbym spokojny, żeby nie ta formułka przeciw naturze, która przeprowadzona z uporem może podciąć podstawę talentu i wplątać w to bez wyjścia gonienie za czymś, co będzie miało nazwę – a nie będzie mogło być widzianym – co będzie słowem, a nie będzie ani kolorem, ani formą. Maluj masami, dążąc ciągle do opanowania tak natury, żeby Cię niczym nie mogła zdetonować, do opanowania całego materiału, jaki w niej leży. Światło, barwa, forma. Wszechstronność,  syntetyczność, szczodrość. Talent i natura – albo paść świnie, co zresztą jest równie mądrym i zaszczytnym zajęciem, jak każde inne. Jak tak dalej pójdzie z Twoim malarstwem, będziesz cudownym dowodem prawdziwości moich teorii o sztuce, a sam w latach, w których inni uczą się abecadła na niezrozumiałym szkolnym elementarzu – będziesz niezależnym majstrem. Bon!

Za tym wszystkim kryło się coś więcej: choroba (gruźlica i artretyzm) zdecydowanie przedwcześnie uniemożliwiły mu normalne funkcjonowanie i pracę, dlatego ambicje malarskie przeniósł na syna. Kiedy przebywał w Lovranie na kuracji (lata 1904–1905 oraz 1908–1915)15, wiedział już, że nie zdąży do końca wypowiedzieć się artystycznie, zrealizować wielu projektów, że jego dzieło z konieczności będzie niedokończone. Wierzył w słuszność i celowość swoich pedagogicznych zabiegów i eksperymentów, był też przekonany, że udało mu się odnaleźć uniwersalną formułę sztuki naturalistycznej, która nie zamykałaby się na nowe zjawiska czy nurty sztuki. Stąd ta presja. Zwieńczeniem całej autorskiej edukacji syna miało być oeuvre malarskie, owa wielka synteza jak również człowiek-dzieło, który ze swego życia czyni dzieło sztuki, zarówno w obszarze estetyki, jak i etyki. Tak wysoko ustawiona poprzeczka, radykalizm postawy Witkiewicza w głoszeniu haseł: „bądź jasny i wzniosły”, „przede wszystkim być absolutnie dobrym człowiekiem, a potem co innego czynić”, stworzyły system wysoce opresyjny, toksyczny – powiedzielibyśmy dziś. „Rodzinna psychomachia” (wedle sł.w Jana Błońskiego) miała źródło i w tym, iż Witkiewicz, moralizując, śląc synowi listy-wykłady dotyczące roli kobiety w życiu artysty, losu artysty, sam dokonał życiowego wyboru, który nie podlega biało-czarnej ocenie. Mam tu na myśli jego wieloletni związek z Marią Dembowską. Z powyższych powodów relację Witkiewicz.w bardzo łatwo jest postrzegać wyłącznie przez pryzmat konfliktu, tym bardziej, że w tw.rczości Witkacego znajdziemy wiele negatywnych wypowiedzi o ojcu czy groteskowych obrazów ojcostwa:

Ojciec umarł nad ranem […] Stała się rzecz okropna, tylko nie wiadomo dla kogo – dla jakichś starych ciotek może: zanim stary umarł, przestał istnieć dla Genezypa kompletnie18. Nikt mnie nie przekona o jego wielkości jako artysty, a zwłaszcza jako myśliciela. Ani nie stworzył jakiegoś systemu filozoficznego, ani arcydzieł literackich czy malarskich, które byłyby godne tego terminu. Był zawsze rozproszkowany, gubił się we fragmentach, które nie łatwo można byłoby scementować w jednorodną całość. Oddziaływał patosem swojej postawy moralnej, która była niezupełnie szczera, ale brak mu było głębszej kultury filozoficznej. Nie myśl, że jestem zazdrosny o sławę ojca, który pozostanie dla mojej rodziny zawsze bożyszczem, a ja jestem w jej oczach tylko marnotrawnym synem, utracjuszem wielkiej tradycji, hańbiącym jej majestat, szargającym wielkie nazwisko ojca.

Jednak, jak wspominano, w konflikcie nie mieści się istota relacji pomiędzy ojcem i synem Witkiewiczami. Trzeba pamiętać, iż Stanisław Witkiewicz stopniowo kapituluje i stara się docenić dziwaczne rysunki syna, słynne „potwory”, jego zupełnie nienaturalistyczne malarstwo. Poza tym Witkacy początkowo naśladował styl ojca (malował klasyczne pejzaże), liczył się z jego opinią, wysyłał mu swoje prace do oceny, radził w wielu sprawach życiowych, o czym świadczy zachowana korespondencja (Listy do syna).

 

Podziel się z innymi